„Widocznie tak miało być” – 8

Na okres zimowych ferii Aldona zawiozła dziewczynki do teściów. Teściowa, mimo iż źle się czuła po przebytej grypie, przyjęła Stokrotki chętnie, co wyraźnie sugerowało zmianę w jej stosunku do synowej.

W pierwszy wolny od nauki dzień zadzwoniła Agata zapraszając na kawę. Aldona  odmówiła tłumacząc się koniecznością szybkiego powrotu z pracy do domu i pojechania do dzieci. W tej sytuacji Agata stwierdziła, że ona przyjdzie w odwiedziny, na chwilę, bo ma ważną sprawę. Cóż było robić? Kupiła ciasto i pojechała do domu pragnąc trzęsienia ziemi albo wybuchu wulkanu. Na schodach spotkała Stenię Kozłowską, która miała dla niej kilka nowych książek. Chwilę później pojawiła się Agata i stwierdzając, że „koleżanka ma blisko i może przyjść potem” – prawie wypchnęła za drzwi zdumioną Stenię. Usiadła w fotelu i rozpoczęła tyradę. Że Aldona spotyka się z Sergiuszem i kontaktuje się z nim bez jej zgody, poza nią, a ona sobie tego nie życzy. Że jest im bardzo dobrze razem, a  jeżeli czasem wygląda inaczej to tylko ze względu na wzajemne docieranie się po kilku latach życia na odległość. Że nie mówiła głośno jak im jest dobrze aby nie robić przykrości Aldonie, która przecież jest sama. Że postanowili sprzedać malucha i kupić duży, porządny samochód. Że Aldona nie dostanie ani grosza po jego śmierci, bo nie jest żoną i niech sobie nie ostrzy zębów na żadną działkę, bo ona, Agata, ją sprzeda. Że nie pozwoli więcej dawać Sergiuszowi jakichś lekarstw od obcych a kontaktować z nim wolno się tylko za jej, Agaty, pośrednictwem.

Kiedy wyszła wyrzuciwszy z siebie przygotowany tekst – osłupiałą, przerażoną, pełną poczucia winy Aldonę pomału zaczęła ogarniać wściekłość. Jak to? Najpierw przy każdej okazji ta sekutnica powtarzała, że Sergiusz to drań i łajdak dokładnie taki sam jak jego ojciec a teraz nagle jej na nim zależy? Bo boi się stracić jego pieniądze! Mówiła, że jest brudas i fleja jak jego matka i nagle przestało jej to przeszkadzać? Na całej rodzinie nie zostawiła suchej nitki a teraz ich kocha? Dlaczego nie pozwoli dawać lekarstw? Niby sama  taka dobra i kupi?  A może chce, żeby go szybciej diabli wzięli a jej został spadek? Przecież skąd w innym wypadku przyszłaby jej do głowy myśl o śmierci? Każdy sądzi według siebie… Brr, podła, wstrętna baba. Dorota ma rację, trzeba się wystrzegać ludzi bez poczucia humoru i mających negatywny stosunek do zwierząt. Oraz takich, którzy patrzą na świat przez pryzmat pieniędzy i posiadania. Agata zaś musi mieć i musi mieć bez względu na cenę: magnetowid, samochód, mikrofalę i pieniądze, pieniądze, pieniądze… Zadaje się z ludźmi stojącymi wyżej w hierarchii służbowej, majątkowej czy towarzyskiej, chce i dorównać, i zaimponować. Jeszcze ewentualnie kontaktuje się  z tymi, którzy mogą jej się przydać. Pozostałych traktuje z dystansem i wyższością, z pogardą niemal. O matko, przecież to identyczny typ jak Marian!

Rano zadzwoniła do ukochanego. Dowiedziała się, że wspólnik przypadkiem wygadał się przed Agatą, iż Sergiusz zaczął ogromnie dbać o swoje zdrowie i zażywa różne dziwne rzeczy przyniesione przez Aldonę. Poza tym dowiedziała się jeszcze, że Agata regularnie przeszukiwała jego samochód, portfel, kieszenie i przechwytywała korespondencję czytając listy oraz wyciągając z kopert przesłane zdjęcia z wakacji.

– Nie życzyłam jej dotąd niczego złego, naprawdę odpędzałam od siebie wszelkie złe myśli ale teraz już nie mogę. Niech ją cholera weźmie albo samochód przejedzie, niech się utopi w wannie, wypadnie przez okno albo niech ją ktoś udusi w windzie. Ja mam dość – przez łzy powiedziała do słuchawki i już tylko do siebie dodała  – wszystko jedno co się z nią stanie, niech tylko zniknie.

Nie spotkała się z Sergiuszem przez całe ferie. Nie mogła się niczym zająć, nie miała co ze sobą zrobić. Jak drżący kłębek nerwów obijała się o ściany, chodziła z kąta w kąt albo w kółko po dużym pokoju. Próbowała sobie tłumaczyć, że to koniec, trzeba zacząć nowe życie, nie można dalej tkwić w próżni, poruszać się między światem wyobraźni a obłędem. Są dzieci, obowiązki… No i co z tego? Gdyby nagle zginęła pod kołami samochodu, przypadkiem, nie z własnej winy, albo umarła na serce – życie nie stanęłoby w miejscu, toczyłoby się dalej. Jest jej obojętne, dokładnie obojętne co się stanie. Chciałaby się nigdy więcej nie obudzić. Myśl o śmierci powoli przestała wywoływać w niej przerażenie, przecież tam są rodzice, babcia, Bibi… Przeciwnie, niosła zapowiedź upragnionego spokoju, ukojenia, ciszy… Sama  nie może jej przywołać, ale … gdyby tak przypadkiem, niechcący… wypadki chodzą po ludziach…

Przestała odczuwać głód, zjedzenie posiłku było katorgą. Schudła, bolały ją stawy, nerki, nękały bóle i zawroty głowy, mięśnie chwilami odmawiały posłuszeństwa. Zdarzyło jej się wejść wprost pod nadjeżdżający samochód, choć próbowała się zatrzymać na poboczu. Auta na ogół wolno jeżdżą ciągami pieszojezdnymi, więc hamowały bez trudu. Idąc do pracy przywdziewała maskę obojętności. Nie opowiadała nikomu o swoich przeżyciach, od koleżeńskich spotkań wymawiała się bólem głowy albo kłopotami z dziećmi. Nie zwracała uwagi na Mariana, który przyglądał jej się niczym myśliwy osaczonej zwierzynie pewien, że zdobycz mu nie ujdzie. Po powrocie do domu zamykała się w pokoju i godzinami siedziała wpatrzona w ścianę, gryzła ręce powstrzymując tym głośne łkanie i tłumiąc wybuch rozpaczy. Albo – gdy już straciła siły do powstrzymywania się  – oddawała się tej rozpaczy bez reszty wstrząsana bezgłośnym szlochem. Wychodziła z Tiną o nietypowych godzinach, żeby nikogo nie spotkać na spacerze.

Raz jeden umówiła się telefonicznie z Sergiuszem. Nie przyjechał o umówionej godzinie. Co chwilę wstawała i sprawdzała, czy przypadkiem domofon się nie wyłączył. Może dzwonił a ona nie słyszała? Niemożliwe, żeby znowu ją zawiódł. Dlaczego go nie ma? Chodziła od okna do drzwi i z powrotem. Wreszcie usiadła na szafce w przedpokoju, objęła rękami kolana i w tej pozycji przepłakała resztę nocy nasłuchując, wzdrygając się na każdy odgłos dobiegający z korytarza.

Rano powiedział, że całą noc spędził w pracy, nie mógł się zdobyć na wyjście stamtąd gdziekolwiek, musiał ugrzęznąć w papierach, bo sprawy się pokomplikowały i ma kłopoty. Nie miał jej jak zawiadomić, bo przecież nie ma telefonu.

Szła z pracy piechotą, ze Śródmieścia aż do Dworca Południowego. Deszcz padał, moczył włosy osłonięte jedynie czarną opaską. Nie chciało jej się wyjąć parasolki. Łzy, będące teraz  czymś tak normalnym i naturalnym jak oddychanie, powodowały zacieranie konturów całego zewnętrznego świata i tak już niewyraźnych z powodu deszczu i ciemności. Czerwone i żółte światła samochodów niczym tajemnicze kule otoczone świetlistą, migotliwą aureolą znów zapraszały ją do siebie. Miała ochotę wejść pomiędzy nie, przestać myśleć i odczuwać cokolwiek. Po co ma żyć? Jej życie się skończyło. Dzieci? Dzieci urodziła do ich własnego życia, niech same szukają własnej drogi, nikt za nie tego nie zrobi… Ona też była sama… Dlaczego nie jest jej dany nawet fragment zwykłego ludzkiego szczęścia? Czy za każdą przeszłą chwilę radości musi płacić cierpieniem? Tych chwil w ciągu całego życia naprawdę nie było zbyt wiele… Może gdyby rodzice nie zginęli… Co zakłóciło kontakt między nią a Sergiuszem? Czy to ona przeszła na niewłaściwe fale? Może za dużo sobie wyobrażała? Czy nie ma już dla niej miejsca w rzeczywistości i pozostało jej tylko życie we śnie? A może już umarła nie zdając sobie z tego sprawy i jest duchem nie mogącym znaleźć własnego miejsca we wszechświecie?

W sobie szukała winy za utratę psychicznego kontaktu z Sergiuszem. To znaczy – z jednej strony czuła bliskość ukochanego, myślami była przy nim, siłą uczucia i wyobraźni miała go wciąż przed oczyma a jednocześnie zaczęła się bać jego reakcji na własne czyny i słowa. Bała się, że źle ją zrozumie, niewłaściwie oceni, zacznie ją traktować jak Agatę, posądzi o takie same niecne zamiary i wreszcie znienawidzi obydwie.

Zaczęła mieć kłopoty z wyrażaniem myśli, gubiła wątek albo nagle milkła pozwalając się „zagadać” rzeczywistemu rozmówcy albo głosowi płynącemu ze słuchawki. Bezustannie rozmyślała co złego, niewłaściwego zrobiła powodując tak dziwne, nieoczekiwane i niepodobne do normalnego zachowanie Sergiusza.

Któregoś wieczoru, mając przed sobą  perspektywę kolejnej nieprzespanej nocy, wstała z łóżka, założyła szlafrok i zwinęła się w kłębek na fotelu. Nie pierwszy raz w tej pozycji czekała świtu podczas gdy wyobraźnia podsuwała jej rozmaite obrazy, najczęściej  wspomnienia z domku pod lasem. Trudno się było od nich uwolnić. Widziała ukochanego wszędzie, nawet po otwarciu oczu jego postać nie rozwiała się od razu. Nie pomogło mruganie powiekami ani odwracanie głowy. Podniosła się. Ruchy miała powolne, ciężkie niczym stara, zmęczona życiem kobieta. Zmusiła się jednak do aktywności, postanowiła przejrzeć rzeczy Stokrotek, które ciągle z czegoś wyrastały. Nie miała serca oddać tych szmatek komuś obcemu. Spakowała i schowała dla Biedroneczki wbrew jakiejkolwiek logice, wbrew wszystkiemu.

W dalszym ciągu unikała sąsiadek. Przemykała z psem na drugą stronę ulicy i spacerowała po „innej wsi”, a gdy któraś zapukała do drzwi udawała, że śpi, bez względu na porę dnia.

Wreszcie przydybała ją Dorota.

– Jesteś obrzydliwą egoistkę i masz charakter Narcyza – oświadczyła.

Patrzyła z przerażeniem na przyjaciółkę postarzałą nagle przynajmniej o dziesięć lat, poszarzałą na twarzy, nienaturalnie chudą, na niezdrowo błyszczące oczy. Zajęta własnymi sprawami nie przypuszczała, że Aldona może być aż tak wykończona psychicznie i fizycznie. Nic przecież nie wiedziała o wizycie Agaty.

– Dlaczego? – obojętnie spytała Aldona.

– Bo trzeba siebie bardzo lubić, żeby przez dwadzieścia cztery godziny na dobę przebywać głównie we własnym towarzystwie. – usiłowała ukryć drżenie głosu starając się nadać mu żartobliwe brzmienie.

cdn.

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Widocznie tak miało być. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

10 odpowiedzi na „Widocznie tak miało być” – 8

  1. Urszula97 pisze:

    Dobrze się czyta, troszkę mnie Aldona dzisiaj zdenerwowała , mimo wszystko dzieci na pierwszym miejscu, dla niej to powinien byc priorytet.Trochę rozumiem bo kobieta popadła w depresję,mam nadzieję że przyjaciółki zrobią z nią porządek.

  2. anka pisze:

    Uleńko:-) Oczywiście, że dzieci na pierwszym miejscu, absolutnie najważniejsze. Bywają jednak czasem takie chwile w życiu, kiedy rozum ma tak dość wszystkiego, że przestaje działać. Albo człowiek z tego wyjdzie albo nie. Bajki muszą się kończyć dobrze, a to bajka przecież, więc nie miej obaw, będzie dobrze 🙂

  3. jotka pisze:

    Czytając o takich perypetiach męsko-damskich mam z jednej strony w pamięci różne rodzinne sytuacje, z drugiej przychodzi refleksja – jakie życie byłoby proste, gdyby ludzie umieli ze sobą rozmawiać szczerze i bez podchodów…

    • anka pisze:

      Jotko:-) Rozmowa nie każdemu przychodzi z łatwością. Z różnych zresztą powodów, nawet w dzieciństwie mogą się kryć przyczyny. Ale masz rację, że szczerość i otwartość uzdrowiłyby wiele sytuacji. I nie tylko w sprawach damsko-męskich ale i ogólnoludzkich też.
      Dziękuję za przeczytanie kolejnego rozdziału, pozdrawianki ( Fusilka wymyśliła) przesyłam 🙂

  4. aga-joz pisze:

    Aniu kochana, już mi się oczy pocą, jak to czytam. Mam nadzieję, że będzie happy end, ale mimo wszystko na razie jest smutno
    W dzisiejszych czasach niby łatwiej o komunikację, są telefony komórkowe, ale i tak nie zawsze rozmowa wychodzi
    Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy

    • anka pisze:

      Ago:-) Oczywiście, że będzie, bajki muszą kończyć się szczęśliwie 🙂 Ale wcześniej – samo życie, takie chwile, które trudno przetrzymać bez uszczerbku…
      Jeśli ludzie nie mają sobie wiele do powiedzenia, to żadne komunikatory im w tym nie pomogą.
      Jestem dumna, że czekasz na dalszy ciąg 🙂

  5. zamyślona pisze:

    Z niecierpliwością czekam na ciąg dalszy.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *