„Widocznie tak miało być” – 56

Podczas powrotnego lotu do Szwajcarii, który minął wyjątkowo szybko, myśli Miłosza wciąż krążyły wokół Martyny i jej córeczki. Zanim opuścił samolot już za nimi tęsknił. Do tej pory życie w ruchu odpowiadało mu w stu procentach. Krążył sobie jak wolny elektron to tu, to tam w zależności od tego, gdzie podpisał kontrakt. Podchodził do życia jak do przygody, którą mógł zostawić i zmienić na inną, kiedy mu zbrzydła. Jedyną rzeczą, która dotąd trzymała go dłużej w jednym miejscu była praca. Nie wybiegał myślami w przyszłość, żył chwilą i był z tego bardzo zadowolony. Aż do tej pory. Zauważył u siebie początek zmian od czasu, kiedy szukał Sergiusza i został „adoptowany na wujka” przez Kajtusia. Z przyjacielem prowadzili długie rozmowy, a samotni mężczyźni na obczyźnie mieli na to czas, na tematy różnorakie i rozmaite.

– Ja mam córeczkę – powiedział kiedyś Sergiusz – i kocham ją bezgranicznie. Mam zwariowaną siostrę i jej rodzinę, mamę w niezłej formie. No… i jest Aldona… Mam nadzieję, że uda mi się jej wszystko wytłumaczyć kiedy już wreszcie wyjdę na prostą. Nie wyobrażam sobie życia bez niej… i bez Stokrotek też… Tym bardziej, że Monika od początku traktuje je jak własne siostry… A kogo ty masz?

Miłoszowi chodziły po głowie słowa przyjaciela, szczególnie ostatnie pytanie. Bo i prawda, nie miał nikogo do kogo wracałby z podróży przywożąc podarunki, z kim mógłby dzielić dobre chwile, kto zaopiekowałby się nim, pomógłby gdyby nagle zachorował lub po prostu był zmęczony.

– Dla mnie najważniejszym ze wszystkiego jest mieć swój własny dom, swoje miejsce na ziemi, a w nim bliską osobę, z którą chciałbym dzielić życie – mówił Sergiusz innym razem. – Dlatego tak bardzo pragnąłem zacząć budowę domu w Cięciwie, to miało być spełnienie marzeń.

– Kiedyś myślałem: żadnych dzieci, żadnych zobowiązań – odpowiedział. – Po co? I tak się nie da żyć w szczęśliwym związku, tak na zawsze. Po co dzieci mają potem cierpieć, żyć w rozbitej rodzinie…

Przyszło Miłoszowi do głowy, że gdyby nie pojawił się kiedyś w pracy nikt by się nie przejął nim tylko pracą, której nie wykonał. Zrobiło mu się przykro. Inaczej byłoby, gdyby miał rodzinę. Ale przecież… Założenie rodziny i stabilizacja kojarzyły mu się dotąd z uwiązaniem, utratą wolności, nudą, unikał więc takich myśli jak zarazy. Aż tu nagle – wcale nie chciało mu się do pracy wracać, cieszył się na niedalekie ukończenie projektu, cieszył się, że ma pod ręką Sergiusza i może wciąż od nowa opowiadać mu o pobycie… Moniki z panią Melą na letnisku… Nie zdawał sobie sprawy, że przyjaciel najpierw z niedowierzaniem, potem z uśmiechem a wreszcie z rozbawieniem – ale i ze zrozumieniem – słuchał jego relacji, w których główną rolę grała właścicielka Domu Pod Sosną. Zaraz po niej, albo nawet na równorzędnym miejscu na podium ulokowała się mała Milenka.  Sergiusz zrozumiał, że Miłosz po raz pierwszy w życiu wpadł po same uszy.

W ogóle przyszło mu (Miłoszowi) po raz pierwszy przeżywać pewne uczucia. Po raz pierwszy przestało mu się podobać życie na walizkach i pomyślał, że już nie ma ochoty włóczyć się po świecie. Pozazdrościł przyjacielowi konkretnych planów związanych z budową domu i nową, rozszerzoną rodziną.

– Z kim będziesz spędzał czas za lat kilkanaście – spytał Sergiusz,. – z kim będziesz się śmiał i rozmawiał?

Wiedział już, z kim by chciał. Najpierw wydawało mu się to głupie i nierealne. Zwariował czy co? Może i zwariował, a nie wolno mu? Nikogo nie powinno obchodzić co mu chodzi po głowie, bo nikt się o tym nie dowie. Na razie… Na razie to tylko Sergiusz uśmiechał się półgębkiem obserwując twarz przyjaciela, której wyraz potrafił się zmienić w ciągu kilku chwil z rozmarzonego poprzez niepewny do gniewnego. Wyciągał wtedy z niego najwięcej informacji na temat Aldony, ponieważ będąc pod wpływem emocji Miłosz bardziej chętny  był do przypominania sobie szczegółów. Dowiedział się więc, że Doniczka była wesoła, zadowolona, nic a nic się nie smuciła, w ogóle o Sergiuszu nie napomknęła nawet jeden raz. W jego obecności ma się rozumieć, przecież jak go nie było, to nie może wiedzieć, bo i skąd?

Po takich wieściach Sergiuszowi robiło się smutno, czuł się porzucony i odtrącony. Wtedy przypominał sobie wszystkie swoje grzechy i rozważał różne wersje ich naprawienia. Był przekonany, że mu się to uda, musi się udać, może się najwyżej nieco przeciągnąć w czasie. Z przyjemnością wspominał rozmowy telefoniczne z mamą i ze swoją ukochaną Biedroneczką, w których  aż się roiło od opowiadań o wyczynach dzieciaków, w tym oczywiście bliźniaczek, czasem nawet usłyszał coś o Aldonie.

cdn.

 

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Powieści, Widocznie tak miało być. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

8 odpowiedzi na „Widocznie tak miało być” – 56

  1. Mysza w sieci pisze:

    U jednego motylki w brzuchu i chęć wicia gniazda, drugi musi nad tym trochę popracować. Ale wierzę, że masz w zanadrzu jeszcze niejedno szczęśliwe zakończenie 🙂 Co by nie mówić, dom, w którym czeka ktoś kochany i kogo można kochać, jest najcenniejszy w świecie. Choć mniej cenny niż ludzie, którzy na nas czekają, kochają i wspierają. Z nimi dom można stworzyć wszędzie. Miłego weekendu Aniu, zdrówka dla Ciebie i Twoich kochanych 🙂

    • anka pisze:

      Myszko:-) Zgadzam się w 100% 🙂 że dom to miejsce, w którym czekają bliskie sercu osoby i one są najważniejsze na świecie 🙂
      Pięknej, pogodnej niedzieli dla całej trójki 🙂

  2. Urszula97 pisze:

    Życzę tym dwóm panom spełnienia swoich miłości.Pozdrawiam.

  3. jotka pisze:

    Tak to w życiu bywa, że do rodziny, stabilizacji niektórzy dojrzewają późno, czasami zbyt późno …

  4. 7 8 Krystyna pisze:

    Samo życie, jeden jest dorosły już jako dziecko, a inni……. No cóż w końcu kiedyś dorosną. Pozdrawiam

Skomentuj jotka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *