„Widocznie tak miało być” – 54

Martyna nie myślała o mężczyznach, nie interesowały jej stosunki damsko-męskie. Stwierdziła, że skoro miłość ma już za sobą, w jej życiu liczą się tylko Milenka i rodzice. Przeszłość jest zamknięta. To co najdroższe schowała w sercu na zawsze. Stała teraz przy oknie przestronnej, wygodnej kuchni, zaplanowanej tak, aby z przyjemnością rodzina mogła wspólnie spędzać tutaj czas podczas  przygotowywania i spożywania codziennych posiłków, wszak kuchnia to serce domu. Pomimo zamyślenia zauważyła w ogrodzie jakiś ruch. Przyjrzała się uważniej poruszającym się krzewom i rozpoznała swego gościa w osobniku wyłaniającym się spomiędzy liści. Zaintrygowana przesunęła się bliżej ściany, aby nie zostać zauważoną. Teraz już spokojnie się przyglądała pewna, że nikt jej nie zobaczy. Wpatrywała się jakby w ten sposób mogła poznać nie tylko wygląd ale i wnętrze, charakter, słowem – sam środek owego osobnika. Musiała przed sobą przyznać, że wyglądałby jak bohater filmu, gdyby nie bladość skóry. Twarz miał opaloną, lecz reszta ciała widoczna spod krótkich spodni i obcisłej koszulki bez rękawów sprawiała wrażenie, że ta część osobnika spędziła ostatni rok w lochu albo w pomieszczeniu bez dostępu światła dziennego. Oceniła też, że owa bladość to jedyny mankament w wyglądzie obiektu obserwacji. Obiekt zaś ćwiczył zapamiętale nieświadom bycia obiektem zainteresowania, zmuszając swe blade ciało do wysiłku. Takie odniosła Martyna wrażenie. Jednak mimo różnych wykonywanych ewolucji wysiłku po obiekcie widać nie było, za to  bardzo wyraźnie dało się zauważyć mięśnie pod koszulką, uwidaczniający się tak zwany kaloryfer na brzuchu,  napięte mięśnie nóg i bicepsy na rękach. Gdyby go tak trochę wystawić na słońce…

Ćwicząc intensywnie Miłosz myślał o wczorajszym dniu, o trafie, który przywiódł go w to konkretne miejsce, do miejscowości, w której spotkał uroczych ludzi. Szczególnie urocza zaś była jego nieoczekiwana gospodyni. Jakże w życiu można być pewnym czegokolwiek, skoro zdarzają się dziwne, niezaplanowane sytuacje. Myślał o tym, że wychowywał się bez ojca i zapewne dlatego żal mu się zrobiło Milenki, którą dotknął taki sam los. Jednocześnie zjeżył się na myśl, że jej matka trafi na jakiegoś typa, który nie będzie dobry dla dziewczynki. Jeszcze bardziej się zjeżył myśląc o tym jakimś typie zbliżającym się do Martyny na niebezpiecznie bliską odległość… Już on by mu pokazał…Ćwiczenia stawały się tym intensywniejsze, im bliżej typ z wyobraźni zbliżał się do jego pięknej gospodyni… Co u licha? Zgłupiał czy jak?

Przyłapał się na tym, że od kiedy został przez Kajtusia uznany za wujka, jego myśli wciąż krążyły wokół dzieci. Wcześniej w ogóle nie zauważyłby dziewczynki z dziadkami na stacji benzynowej, a Milenka nie zaprzątałaby jego głowy. Tymczasem teraz wciąż zalewały go wspomnienia sprzed lat, napływały zupełnie nieproszone powodując mętlik w mózgu i dziwne myśli. Gdyby nie jego głupota dawno temu, sam miałby taką córeczkę jak Mila albo synka jak Kajtek. Wolał postawić na karierę i wesołe życie bez zobowiązań niż zakładać rodzinę. Ówczesna partnerka wreszcie nie wytrzymała, zostawiła go, ułożyła sobie życie z kimś innym, bardziej dojrzałym i odpowiedzialnym. Proces dojrzewania widoczne przebiegał u niego nietypowo przewlekle, bo dopiero teraz odezwała się w nim jakaś nieokreślona tęsknota. Za czymś czy za kimś? Uderzył pięścią  pień drzewa i syknął, ból przywrócił mu poczucie rzeczywistości.

– Hej, a może worek treningowy chcesz? – rozległ się głos Renalda, którego Karolina przysłała  z teczką papierów, żeby je Martyna podrzuciła do poradni jadąc do miasteczka.

– O, cześć Reniek. A masz? – zdążyli się poznać wieczorem.

– I worek mam, i rękawice się znajdą. Zrobiłem u Karolci na strychu salkę ćwiczeń.

– Genialna sprawa – ocenił lekko zdyszany Miłosz. – Masz pod ręką wszystko, czego trzeba do szczęścia. Musisz się rozładować to walisz. I nie przywalasz jakiemuś draniowi ale walisz w worek. Super. Wkurzysz się, mówisz do klienta: „chwileczkę stary” i lecisz na strych. Za moment wracasz spokojny, zrelaksowany, zasiadasz w fotelu i masz jasną głowę, myśleć możesz.

– Nooo, dobrześ to ujął – Renald rozglądał się po ogrodzie jakby oceniał wielkość domu z zewnątrz. – Mam wrażenie, że tutaj, u Martyny, jest na górze sporo miejsca. Skoro chce z rodzicami prowadzić pensjonat, bardzo pożyteczne byłoby miejsce do treningów, do ćwiczeń podczas na przykład złej pogody..

– Wiesz, to niezły pomysł.

– Muszę przyznać, że nie wpadłem na to sam. Karolina wymyśliła. I od razu kazała mi z tobą pogadać, żebyś zajrzał na strych i obejrzał pod kątem przydatności. Przecież znasz się na tych budowlanych tajemnicach.

– No no, zaczyna mi się to podobać. A Martyna o tym już wie?

– Chyba nie, ale wiesz co? Sam pomyśl, rozejrzyj się, w końcu jesteś fachowcem. Ja mogę czasem poprowadzić indywidualny trening, mam na to papiery więc mogę oficjalnie.

– Dziwne rzeczy się tutaj dzieją. Dopiero co przyjechałem,  a mam wrażenie, jakbym znał was od wieków.

– Słuchaj, ja się już trochę wyznaję w tych „mafijnych” stosunkach…

– W czym?

– To jeszcze nie wiesz, że Dorota, Teresa i cała reszta to ursynowska „mafia”?

– Słucham? Jak to?

– A moja Karolina to małopolska filia, więc siłą rzeczy i ja musiałem do nich przystać – wyjaśnił z tajemniczym wyrazem twarzy i wesołym błyskiem w oczach.

– Ty bredzisz czy ja mam świra? – spojrzał niepewnie Miłosz.

– Właściwie jedno i drugie…

– Wiesz co, chyba za długo siedziałem za granicą, bo niczego nie rozumiem.

– Jak cię dziewczyny wezmą w obroty, szybko zrozumiesz – zarechotał Reniek.

cdn.

 

 

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Powieści, Widocznie tak miało być. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

14 odpowiedzi na „Widocznie tak miało być” – 54

  1. jotka pisze:

    Siłownia w pensjonacie to świetny pomysł, zwłaszcza gdy pogoda nie rozpieszcza 🙂

    • anka pisze:

      Jotuś:-) W dawnych domach wczasowych były świetlice, gdzie w czasie deszczu wczasowicze nie kłócili się o program w telewizji, bo wyboru nie było, a i telewizor był tylko jeden i dobrze, jak działał 😉 Zobacz jak to się świat zmienia. Dziś każdy ma w kieszeni aparat fotograficzny, telefon, telegraf, telewizor i co tam jeszcze jest w jednym małym urządzonku… To czemu nie mieć siłowni pod ręką?

      • jotka pisze:

        Dlatego nie lubiłam wczasów…

        • anka pisze:

          Jako dziecko jeździłam z rodzicami i świetlica mnie nie interesowała, od 7-go roku życia na okrągło czytałam, tylko książki mnie obchodziły, ale pamiętam reakcje innych i komentarze dorosłych. Dwa tygodnie nad morzem to była radość, z reguły pogoda dopisywała, kąpanie w morzu, zbieranie muszelek, bursztynu, długie spacery brzegiem morza z głową w chmurach, potem doszły sympatie, miłości i z każdych wczasów wracałam zakochana, hi hi 😉 Ale i tak wakacje u babci najbardziej utkwiły w sercu 🙂

  2. urszula97 pisze:

    Bardzo mi się podoba, chciałabym teraz z nimi byc, gdzieś niedaleko mieszkać tez w domku, poszłabym pomóc. Pozdrawiam Aneczko.

  3. Mysza w sieci pisze:

    Już zacieram ręce i serce, na krojące się Miłoszowi i Martynie emocje (i mafijne wciąganie do klanu) Ten rozdział napisałaś fantastycznie, jakoś tak trochę inaczej, pełniej. Nie umiem tego opisać, ale po prostu pochłonęłam! 🙂

    • anka pisze:

      Myszko:-) Pewnie wiosnę w serduszku poczułaś 🙂 Cieszę się! Pąki na moim bzie coraz większe i też wiosnę wieszczą 🙂 Buziaki :

  4. 7 8 Krystyna pisze:

    Gdzieś daleko przebywać, myślę y wykonywać różne inne zajęcia…. Marzenie.

  5. Iwona Zmyslona pisze:

    Dzień dobry, wdepnęłam przy okazji z bloga Jotki. Nie znam 53 poprzednich rozdziałów(odcinków), ale jedno rzuciło mi się w oczy-wybrałaś oryginalne imiona dla swoich bohaterów: Milena, Kajetan, Miłosz,Martyna. Ale Renald, to już kompletne zaskoczenie. Aż z ciekawości wejdę w Google, by sprawdzić rodowód. Życzę dalszego natchnienia i pomyślności.

    • anka pisze:

      Iwono:-) Witam Cię serdecznie i zapraszam 🙂
      Imiona bohaterów zawsze mi się same nasuwają, ja tu nie mam nic do powiedzenia 😉 Renald miał na imię wujek MS (czyli Mojego Szczęścia ślubnego), z pozostałymi imionami też w naturze się zetknęłam. Lubię je.
      Dziękuję za życzenia, odwzajemniam i zapraszam częściej 🙂

  6. zamyślona pisze:

    Czekam na ciąg dalszy opowieści. Marysia.

Skomentuj urszula97 Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *