„Widocznie tak miało być” – 48

Letniczki przyjechały ekspresem do Krakowa, stamtąd Reniek przywiózł je autem  do Karoliny. Dziewczynki narobiły tyle radosnego pisku i krzyku, że słychać je było w całej okolicy. Monika najpierw nie mogła się oderwać od Tiny, a potem ugrzęzła w pokoju na piętrze z Mimi w ramionach i płakała z radości.

– Gdybym mogła, w tej chwili łeb bym tej małpie ukręciła przy samej … kości biodrowej – mruknęła Karolina.

I pani Mela i Aldona spojrzały na nią z aprobatą, nie były potrzebne żadne dokładniejsze wyjaśnienia, wiedziały o kim mowa. Dziewczynka pozwoliła się oderwać od swoich  faworytek dopiero po długim czasie i po przekonaniu się, że będzie mieszkała w domu obok, mogąc w każdej chwili przyjść w odwiedziny. No i oczywiście Tina pójdzie z nią, zresztą wszyscy pójdą zainstalować ją wraz z babcią w letniskowym domu. Pełnia szczęścia nastąpiła, gdy dowiedziała się, że do domku pod lasem przyjechała już cała rodzina chłopaków i niebawem się zobaczą.

Nie trzeba było długo czekać, by trzech chłopców przybiegło na skróty przez pola. Całe towarzystwo narobiło po raz kolejny co niemiara krzyku, pisku i hałasu, po czym wszyscy razem pognali z powrotem. Nie trzeba dodawać, że najszczęśliwszą istotą na świecie była w tym momencie Monika.

Pogalopowali od razu na strych. Rozsiedli się na swoich stałych miejscach, przekrzykiwali się wzajemnie, paplali o wszystkim co tylko ślina przyniosła na język, o przygodach zeszłorocznych, o tym, co się działo przed przyjazdem Moniki, o babci Basi i jej przeżyciach z dawnych lat. Monika nie mogła się nadziwić, że tyle ciekawych rzeczy się wydarzyło.

Po południu do domku pod lasem przyszedł wujek Zygmunt. Często przychodził na pogawędki, albo przyjmował przyjaciół u siebie. Nie mogli się z Dziadkiem nagadać i nawspominać – jak twierdziła babcia Basia.

– Witaj skarbie – serdecznie przytulił dziewczynkę. – Bardzo się cieszę, żeś przyjechała. O rany, jakżeś ty urosła! Nie wiem czy bym cię poznał, gdybym cię tak znienacka na drodze spotkał.

– Wujku, – spojrzała z wyrzutem, – mógłbyś mnie nie poznać?

– No coś ty, żartowałem – uśmiechnął się. – Przecież poznałbym na końcu świata moją Biedroneczkę.

– Wujku, opowiedz nam o partyzantce – poprosiła Monika.

– A co was tak nagle na wspomnienia wzięło? – zapytał.

– Powiemy? – bliźniaczki spojrzały na siebie.

– No…bo… znaleźliśmy starą gazetę, w której było zdjęcie babci Basi…

– Udzielała wywiadu, mówiła tam o jakimś Heńku i o pistolecie, który miała dostać jakby na imieniny…

– I  zrobiła się smutna – wyjaśniły równocześnie.

– No tak – zamyślił się wujek. – To nie są łatwe sprawy. Ona wtedy straciła narzeczonego.

– Co? Jak to… – zaczął Marek. – Niemożliwe, przecież pamiętam dziadka, a nie żyłem w czasie wojny!

– Tu nie chodzi o twojego dziadka, Mareczku. Jego znała dawno, jako kolegę. Heniek, jej pierwszy narzeczony zginął w lesie podczas akcji.

– Biedna babcia – cichutko powiedziała Monika.

– Dziadek Marka miał do niej sympatię od dawna. Po tej tragedii bardzo jej pomagał. Po wojnie długo zachodził do niej, zalecał się aż w końcu zgodziła się zostać jego żoną. Życie toczyło się dalej, odbudował się kraj z ruin, trawa zarosła ślady zbrodni, ludzie pragnęli normalności po strasznych wojennych przejściach, ale było ciężko. Jeszcze wiele lat potem bali się, że wyjdzie z lasu jakaś banda i wymorduje mieszkańców… Straszne czasy, straszne… Dzięki Bogu, że ich nie znacie… – zamyślił się.

– Babcia Basia tak samo wyglądała – szepnęła  Inka.

– Może oni widzą to, co się działo wtedy i dlatego im się robi smutno – odszepnęła Linka.

Myśli chłopców podążały całkiem innymi drogami.

– Wujku, wujku, opowiedz nam o akcjach, w których brałeś udział – prosił Kuba.

– No bo, wujku, Marek o tym słyszał od małego, a my nie i nic nie wiemy – tłumaczył Maciek. –To nie całkiem w porządku, skoro zostaliśmy braćmi.

– Masz rację, całkiem nie w porządku – wujek zgodził się z chłopcem. – A o czym chcielibyście usłyszeć?

– O wszystkim!

– Nie da się, nie ma takiej możliwości – potarmosił czuprynę najbliżej stojącego Kuby i zastanowił się przez chwilę. – Trochę wam już opowiadałem. A… a więc na przykład konwojowaliśmy dwóch oficerów angielskich, którym udało się uciec z obozu jenieckiego. W lasach, to już kiedyś mówiłem, były magazyny broni. Tam też robiliśmy wypady, żeby zdobyć łupy. Udawało się capnąć granaty, różną amunicję, czasem też artyleryjską, z której nasi chłopcy wykorzystywali materiał wybuchowy. Czasem przechodząc nocą w pobliżu wsi strzelaliśmy…

– Po co?

– Żeby ludziom dodać otuchy, pokazać, że jesteśmy, żeby myśleli, że jest nas dużo. Zmuszaliśmy tym wroga do czuwania. W dzień kryliśmy się po lasach albo w różnych opuszczonych stodołach, szałasach. Przemieszczaliśmy się nocami, bo nocą w lesie byli tylko sami swoi.

– Ja bym się bardzo bała być nocą w lesie – wzdrygnęła się Monika.

– Ale to już było jak uciekłeś z Baudinstu? – dopytał Kuba.

– Tak, po tym, jak wyszedłem zza szafy.

– Jak to?

– Mówiłem, że się ukrywałem w pokoju, na którego drzwi ciotka z babcią przesuwały szafę zasłaniając je całkowicie. I siedziałem tam najpierw sam, a potem z Wieśkiem, granatowym policjantem, który uciekł z posterunku,  nie chciał już dłużej służyć frycom. Potem on poszedł do lasu a ja pojechałem do Krakowa. Dopiero później, już po krakowskich tramwajach, wróciłem tutaj, do ciotki i nawiązałem współpracę z chłopakami z lasu. Było mi łatwiej bo już dobrze się znałem na broni.

– A skąd mieliście broń i amunicję, z tych magazynów? – spytał Maciek.

– To też, ale przecież była bezustannie potrzebna. Jak zabrakło amunicji to nie dało się robić wypadów, żadnej akcji. Zmuszeni byliśmy do  zasadzania się na pojedynczych żołnierzy albo na granatowych policjantów. Z niemieckich  transportów kolejowych jadących na Słowację chłopaki też wykradali broń i oprzyrządowanie. Zresztą nie tylko to było w lesie potrzebne.

– A co jeszcze?

– Wam się pewnie zdaje, że było jak na filmach. Wszyscy najedzeni, czyści, w mundurach, śpiewający pieśni przy ognisku… A było zupełnie odwrotnie. Musieliśmy zdobywać ubrania, buty, żywność. Były okresy okropnego głodu. Jeśli nie udało się przynieść jedzenia od rodziny ze wsi, było  bardzo źle. To samo z lekarstwami, bo choroby atakowały naszych osłabłych z głodu, zimna, przemoczonych od padającego całymi dniami deszczu. Nie było się gdzie ukryć, nie dało się założyć stałego obozu bo groziło odkryciem, zdemaskowaniem podczas obław na partyzantów tropionych przez szwabów….

– A ty byłeś dowódcą? – zapytał Kuba.

– Nie, coś ty, ja młodzik byłem jeszcze, ale łącznikiem byłem, wszędzie się pchałem gdzie mogłem, bo mi przygoda pachniała. Po latach, w wieku dojrzałym, widzi się dopiero głupotę młodości, ale tak już ten świat jest urządzony, że rozumu przy młodości nie znajdziesz…

– Ty też się tak męczyłeś?

– Nie, ja nie tak bardzo, bo mieszkałem w domu ciotki. Musiałem mieć uszy i oczy otwarte, bo jak dokwaterowali oficerów niemieckich to mogłem usłyszeć coś, co przydatne było naszym. W samym lesie też spędziłem trochę czasu a potem, gdy na powrót u ciotki zamieszkałem, miałem już inne nazwisko, lewe dokumenty i czułem się bezpieczny.

Wujek się zamyślił, zapadła cisza, którą przerwała ciocia Rózia wołając Maćka do telefonu.

– Maciusiu, dlaczego nie zadzwoniłeś? – usłyszał głos matki.

– Jakaś baba na mnie napiszczała. Musiu, dlaczego napuszczasz na mnie jakąś wstrętną babę?

– Słucham? – w głosie Teresy dało się słyszeć ogromne zdumienie.

– Kazałaś mi zadzwonić jak dojdziemy do wujka. Dzwonię i dzwonię, a ta zołza mi mówi: piju, piju, abonent czasowo wyłączony. To po co każesz mi dzwonić a potem się wyłączasz? I to czasowo!

W słuchawce zrobiło się najpierw cicho, a potem omal nie eksplodowała na skutek salwy śmiechu….

– No ja nie mogę z tymi dziećmi, zwyczajnie kiedyś przez was umrę ze śmiechu – wyrzęziła Maciusiowa matka. – Chciałam ci przypomnieć, żebyś wziął od cioci Rózi paczuszkę, którą ma dla mnie.

– Ok, nie ma sprawy, ale muszę lecieć, bo może wujek jeszcze coś opowie.

cdn.

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Powieści, Widocznie tak miało być. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

12 odpowiedzi na „Widocznie tak miało być” – 48

  1. Urszula97 pisze:

    Chciałabym teraz być z tymi dzieciaczkami.Fajnie że Biedronka już jest.Pozdrawiam serdecznie.

    • anka pisze:

      Ula:-) Wakacje i dzieciństwo – najmilsze wspomnienia się łączą w ten sposób. I jeszcze książki do czytania, których było sporo w babcinej szafie 🙂 Serdeczności i CiP dużo 🙂

  2. zamyślona pisze:

    Piękne te Twoje opowieści. Czekam na ciąg dalszy. Marysia.

  3. Mysza w sieci pisze:

    Takie wspomnienia powinny być ocalone od zapomnienia. Czyta się je jak powieść sf i aż trudno uwierzyć, że kiedyś były rzeczywistością. Dla nas niewyobrażalną, dla tych, co żyli w tamtych okrutnych czasach – codziennością, w brudzie, ciągłym strachu i niepewności jutra. Bardzo żałuję, że nie spisałam opowieści moich dziadków, choć do czasów wojennych nie lubili wracać. I w sumie nie ma co się dziwić.. Już czekam na ciąg dalszy i ściskam całą ferajnę, tą prawdziwą i tą wymyśloną 🙂

    • anka pisze:

      Myszko:-) Trudno uwierzyć, że po takich przeżyciach są tacy, którym pachnie wojna, czczą hitlera, szerzą nienawiść i nawiązują do ideologii nazistowskiej… Prof. Simon powiedział, że już cała Europa z nas się śmieje i ma nas za głupoli mieszkających w cudacznym kraju… i to się odnosi do wielu aspektów życia, nie tylko do służby zdrowia i działań rządzicieli…
      Wciąż żałuję, że nie spisałam więcej z opowieści o czasach okupacji. To co zapamiętałam, umieściłam w tekście, tak dla upamiętnienia na zawsze… jestem ostatnim pokoleniem, którego rodzice brali w tym diabelstwie udział, choć w bardzo młodym wieku.
      Uściski cieplutkie na przekór zimnemu wiatrowi 🙂

  4. jotka pisze:

    Takich opowieści mogłabym słuchać długo i żałuję bardzo, że nie spisałam/nagrałam opowieści dziadków, ciotek…
    Udanych Mikołajek, Aneczko:-)

    • anka pisze:

      Jotuś:-) Bardzo wciąż żałuję, że nie spisywałam opowieści kiedy był na to czas. Pamięć jest krucha i zawodna, co udało się z niej wydobyć to umieściłam w powieści, żeby nie zginęły na zawsze.
      Dobrego tygodnia, nie przepracuj się 🙂

  5. 7 8 Krystyna pisze:

    Aniu, dzięki za Twoje pisanie. Czytajac je odrywam się od codziennych nas wszystkich gnębiących nas problemów. Pozdrawiam, miłej niedzieli.

  6. Pola pisze:

    Super się czyta Aniu, człowiek przenosi się w tamto miejsce i tamten czas 🙂 Wciąga niesamowicie. I jest tam tyle radości!
    Czekam na c.d. 🙂
    Ściskam najserdeczniej!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *