„O Matyldzie co nie chciała Nikodema” koniec

Nadszedł wreszcie uroczysty dzień poprzedzony wieloma przygotowaniami i ustaleniami. Podstawowa była oczywiście sprawa miejsca zamieszkania obu młodych par.

– Głupi ma zawsze szczęście – oświadczyła Mira, kiedy okazało się, że mieszkające nad nią małżeństwo wyprowadza się do własnego mieszkania otrzymanego w spadku po ciotce staruszce opuszczając wynajmowany dotąd lokal. Miała oczywiście na myśli Matyldę.

Nick natychmiast skorzystał z okazji i podpisał umowę wynajmu na okres trzech lat płacąc z góry.

– Potem zobaczymy – powiedział. – Przecież moja żona musi mieć gdzie mieszkać i to w przyzwoitych warunkach do czasu ukończenia studiów. Poza tym znowu będziecie razem, pomożecie sobie, jak zawsze, w nauce i innych obowiązkach.

– Rozumiem – przerwała mu Mira. – Rozumiem, że Matylda ma mi pomóc w opiece nad dziećmi, a ja tobie w pilnowaniu Matyldy i jeszcze pewnie mi każesz odganiać sprzed drzwi niezliczonych adoratorów, kiedy ciebie nie będzie w pobliżu.

– No coś ty – oburzył się Nick. – Jakie pilnowanie? Ja mam bezgraniczne zaufanie do Matyldy.

– Tak? A dlaczego byłeś wściekły jak osa kiedy przyjechał w odwiedziny ten przystojniaczek z ASP? O mało cię cholera nie wzięła, kiedy moja przyjaciółka poszła z nim do ogrodu, bo przy tobie nie dało się rozmawiać.

– Zdawało ci się – mruknął Nick czerwieniąc się jak sztubak przyłapany na gorącym uczynku. – Czekałem na telefon w sprawie aparatury do kliniki. Wiesz, jakie to dla mnie ważne.

– Tra la la  – zaśpiewała mu Mira do ucha. – Akurat ci uwierzę. Posłuchaj drogi Nikodemie, uwierz i zapamiętaj. Dopóki Matylda cię kocha możesz być absolutnie spokojny. Nie zawiedzie cię i nie zaistnieje dla niej nikt inny jako mężczyzna. Choćby stu najprzystojniejszych przystojniaków biegało za nią  obsypując płatkami róż,  złotem i klejnotami od stóp do głowy i na odwrót, nie spojrzy na żadnego. Ale jeśli ją skrzywdzisz i zranisz do tego stopnia, że miłość zgaśnie, a spróbuj tylko, to będziesz ze mną miał do czynienia – tu pogroziła palcem, – wtedy powie ci prawdę prosto w oczy i dopiero zacznie się rozglądać po świecie. A ty przestaniesz dla niej istnieć.

– Skąd wiesz?

– Bo znam ją lepiej niż ona samą siebie i daję za nią głowę – odpowiedziała poważnie Mira.

Druga młoda para miała zamieszkać w domku pani Marii do czasu, kiedy dom kupiony i wypatrzony przez narzeczonego nie zostanie dostosowany do nowych potrzeb i wymagań. Później rodzinny domek Matyldy miał się stać gniazdkiem jej i Nicka.

Sprawa zakupu aparatury medycznej za pieniądze uzyskane ze sprzedaży zawartości woreczków znalezionych w skrzyni była na dobrej drodze.

Młodzi wiele godzin spędzili na planowaniu wspólnej pracy spierając się, przekonując wzajemnie do swoich racji. Nick z podziwem zauważył, że Matylda intuicyjnie potrafi wybrać najlepsze wyjście z każdej sytuacji, a jej intuicja jest nieomylna i więcej nieraz znaczy niż jego wiedza i doświadczenie.

– Podobno dawno temu byliśmy jeden, jednością – powiedział kiedyś przy kolacji pan Jan. – Potem dwie połówki zostały rzucone na świat i teraz gonią po tym świecie jedna za drugą, żeby się znaleźć .

– Bzdury – machnął lekceważąco ręką Nick, gdy nagle stanął mu przed oczami obraz siebie samego wypatrującego z ukrycia czy Matylda wychodzi ze stołówki sama, a jak nie to z kim…jak wygląda, co robi.

Ogromną radość sprawił bliskim Staszek Bryła, ojczym Nicka i mąż pani Wandy zjeżdżając do domu dwa dni przed ślubem. Zdążył pozałatwiać wszystkie sprawy dotyczące firmy, którą miał prowadzić w kraju razem z Janem. Jak widać, sprawy układały się nad wyraz pomyślnie.

Ranek wstał ciepły choć bez śladu słońca. Matylda pomyślała, że perłowoszary dzień też jest piękny, niesie ze sobą obietnicę życia pełnego pracy, ale też i poczucia bezpieczeństwa, bez złudnego blasku mącącego zdrowy rozsądek. Otworzyła szeroko okno. Zapach poranka wpadł do pokoju i trącił suknię wiszącą na wieszaku, aż zadrżała z radości i lekko poruszyła falbankami. Była szczęśliwsza od innych ślubnych sukien, bo wiedziała, że nikt jej nie sprzeda, nie odda na poniewierkę, bo tu jest jej miejsce, na zawsze zostanie w rodzinie, założy ją córka Matyldy, potem wnuczka, prawnuczka…

Gdy panna młoda włożyła suknię, była piękniejsza od innych panien młodych i szczęśliwsza  urodą i szczęściem sukni. Zadowolona przejrzała się w lustrze. Ujrzała dziewczynę wyglądającą jakby właśnie wyszła z ram starego portretu. Kremowa suknia fasonem podkreślała zgrabną figur Falbanki wykończone delikatną koronką dawały wrażenie  lekkości i zwiewności, przez co wyglądała jakby nie stąpała po ziemi lecz frunęła tuż nad nią. Piękne włosy Matyldy rozjaśnione pasmami przez letnie słońce, którego nie brakowało podczas tych zwariowanych, pełnych niespodzianek wakacji, wspaniale harmonizowały ze strojem. Upięła je w okrągły kok na czubku głowy, wypuszczając luzem kilka wijących się, długich loków. Wzięła do ręki jedną herbacianą różę i była gotowa na spotkanie nowego życia. Jeszcze raz okręciła się przed lustrem z uśmiechem obserwując jak suknia tworzy wirujące koło i opuściła swój pokoik po raz ostatni jako panna.

W tym samym czasie druga panna młoda również opuściła swój pokój i matka z córką spotkały się przy schodkach.

– Mamusiu, wyglądasz prześlicznie  – uściskała Matylda mamę.

– I nawzajem, kochanie – wzruszona patrzyła z zachwytem na swą jedyną córkę.

Pani Maria w eleganckiej, niebieskiej, długiej sukni, dopasowanej do figury, której mogła jej pozazdrościć niejedna dużo młodsza kobieta, wyglądała naprawdę uroczo. Przypadkowy obserwator niezorientowany w rodzinnych koligacjach z pewnością byłby przekonany, iż widzi dwie siostry  wyjątkowej urody.

Ramię w ramię matka i córka zeszły do czekających oblubieńców. Zapanowała chwila ciszy, podczas której dwie pary zapatrzyły się w siebie nawzajem. Czy nie będziesz żałować wyboru? Nie pozwolisz uciec szczęściu? Czy mnie nie zawiedziesz? Czy potrafię spełnić twoje oczekiwania? O to pytały oczy. I czytały odpowiedź. Kocham cię, chcę być z tobą i przy tobie do ostatnich moich dni.

Ciszę przerwał głos młody, radosny, pełen energii.

– Ruszcie się wreszcie! Matylda, Nick! Nikodem, słyszysz? Medytować możecie przez całą resztę życia, nikt wam nie zabroni, a teraz marsz do ołtarza!

Była to oczywiście Mira. Dziewczynki smacznie sobie spały w wózku pod okiem troskliwego taty, ona zaś nie mogła sobie odmówić przyjemności uściskania przyjaciółki po raz ostatni przed ślubem.

Przed bramą zatrzymały się dwie dorożki. Takie było życzenie Matyldy, nie chciała jechać samochodem. I to życzenie Nick spełnił. Obie pary udały się do Ratusza, do pięknej sali Urzędu Stanu Cywilnego, a potem do starego kościółka, w którym i Matylda i Nick byli chrzczeni. Ślubu udzielał staruszek, ksiądz z powołania, prawdziwy kapłan, który ostatnią koszulę gotów był dać potrzebującemu, nieść pomoc i pociechę bez względu na porę dnia czy nocy.

Wewnątrz kościółka nie mieściła się tak wielka ludzka ciżba, która się zebrała z okazji uroczystości. Przyjechali wesołym tłumem przyjaciele ze studiów, mnóstwo znajomych Nicka, odwiedzająca akurat Stary Kraj wycieczka polonusów z Trentom. Poza tym „ogromna masa tubylców” zjawiła się, by popatrzeć, jedni z przyjaźni, inni z ciekawości, aby mieć o czym rozmawiać w długie zimowe wieczory, kiedy już się nie chce oglądać telewizji.

– Rany koguta – szepnęła Matylda, – a ja chciałam mieć cichy, skromny ślub w małym, romantycznym kościółku, jedynie w obecności najbliższych.

Rozpoczęła się uroczysta ceremonia. Ciche dźwięki organów, piękny śpiewający głos, zapach kadzidła, przyćmione światło sączące się przez różnobarwne szybki witraży, drżące płomienie świec – wszystko to sprawiało, że poza Nickiem stojącym tuż obok przestał się liczyć cały świat. Czuli oboje, że są owymi połówkami jedności, które miały szczęście się odnaleźć i na nowo połączyć.

Po uroczystości rodzina i najbliżsi przyjaciele udali się do domu kupionego przez pana Jana. Tam, na parterze, przygotowano przyjęcie podczas którego brzęk szkła, stukanie sztućców o talerze, śmiechy, życzenia, szmer rozmów tworzyły sympatyczną, bo z życzliwości ludzkiej usnutą, całość. Wygłoszono wszystkie żarciki, jakie się ludziom przypominają przy takich okazjach, dawano rady pannom młodym co do sposobu postępowania z mężczyznami i na odwrót. Było rzucanie wiązanki pani Marii skomponowanej z malutkich różowych różyczek. Matylda zapowiedziała, że swojej róży nie odda nikomu. Starsi orzekli, że wszystkie znaki na niebie i ziemi wróżą obu parom pracowitą lecz szczęśliwą przyszłość, a najmłodsze uczestniczki imprezy, czyli córeczki Miry i Marka, zgodnym chórem przyznały im rację.

– Nie myśl sobie, Matyldo, że stałaś się nietykalną matroną. Nigdy w życiu! Pamiętaj, że twoim dzieciom dokładnie opowiem historyjkę o Matyldzie, co nie chciała Nikodema – zapowiedziała Mira chichocząc jak zwykle. – I nie będę pytała o twoje zdanie w tej materii.

Matylda położyła głowę na ramieniu męża. Spoglądała na uśmiechniętą mamę, tryskającego szczęściem jej świeżo poślubionego małżonka, na szepczące do siebie panią Martę i panią Wandę zerkające co chwilę w ich stronę, wreszcie spojrzała Nickowi w oczy. Mocniej ją przytulił.

– Gorzko, gorzko – krzyczeli goście. – Gorzko obu parom.

Matylda wykorzystała moment zainteresowania zebranych drugą parą, bez słowa ujęła męża za rękę i pociągnęła w stronę wyjścia. Udało im się wymknąć niepostrzeżenie, zostawić rozbawione towarzystwo. Pobiegli do domu, gdzie biedny Bida rozszalał się z radości na ich widok. Został obdarowany najlepszymi kąskami z lodówki i poczuł się zupełnie szczęśliwy. Zeszli do ogrodu, by odpocząć chwilę od gwaru i hałasu. Przytuleni siedzieli w altance napawając się ciszą uroczego wieczoru.

– Słyszałaś co powiedziała Mira? – uśmiechnął się Nick do żony i do swoich myśli.

– Paplała bez przerwy – odpowiedziała Matylda. – Jak zresztą zawsze, trudno było nie słyszeć.

– Powiedziała, że opowie naszym dzieciom…

– Sami opowiemy – szeptem przerwała Matylda. – I to wcześniej niż ktokolwiek mógłby przypuszczać.

– Kochanie ty moje…

Nickowi zadrżały wargi. Spojrzał żonie w oczy z tak głębokim, ogromnym uczuciem, że nie odpowiedziała słowem. Wtuliła się w niego jeszcze mocniej pełna ufności i miłości. On zaś do siebie przygarnął do siebie swoje szczęście i tak trwali.

koniec

5.10.2018

  • urszula97 Jaki koniec,ciąg dalszy poproszę,
    Suuuuuuuuper,
  • emma_b i chyba nikt nie ma wątpliwości, że będą żyli razem długo i szczęśliwie:)
  • annazadroza Urszulko:-) Jestem uszczęśliwiona Twoim aplauzem:))) Można dopisać – I ja tam byłam, miód i wino piłam….
  • annazadroza Emmo:-) No przecież! Bajki nie mogą się inaczej kończyć:)))
  • fusilla Wzruszyła się!
  • annazadroza Fusilko:-) Pozostań w stanie wzruszenia przez czas jakiś a potem z niego wyjdź. Człek wzruszony – człek bezbronny;)))
    Buziaki:)))
© Anna Blog

 

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii O Matyldzie co nie chciała Nikodema, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „O Matyldzie co nie chciała Nikodema” koniec

  1. ElaW pisze:

    Dziękuję.

Skomentuj ElaW Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *