Pasma życia” 30

Elżbieta stała przy oknie i patrzyła na uśpiony Ursynów. Czuła się jakby była jedyną nie śpiącą istotą na świecie. W oknach przeważnie światła już pogasły, gdzieniegdzie migotał blask od ekranu telewizora w tę cichą i ciemną noc. Latarnie owszem, świeciły, ich światła odbijały się w kałużach, ale z powodu deszczu i silnego wiatru Aleja KEN świeciła nie tylko światłami lecz przede wszystkim pustkami. Nikt normalny bez ważnej przyczyny nie wychylał nosa z domu. Z góry zobaczyła światło zapalające się w oknie Kasinego pokoju. Po chwili uchyliły się drzwi balkonowe i do ogródka wyskoczył Dżemik.

Widocznie kłopoty żołądkowe, pomyślała Ela. Skoro przyjaciółka i tak nie spała, bez skrupułów sięgnęła po telefon.

– Czy ty zgłupiałaś? Spać nie możesz? – ofuknęła ją Kasia.

– Właśnie nie mogę i widzę, że ty też…

– Ależ ja mogę, tylko mnie Dżemcio obudził i zaraz będę spać dalej.

– To jesteś szczęśliwa.

– Byłam – ziewnęła, – teraz mnie rozbudziłaś. Co cię dręczy o tej porze kobieto, że porządnym ludziom spać nie dajesz?

– Bo wiesz…tak sobie myślę, że nie potrafię żyć sama dla siebie. Dotąd wszystko robiłam dla kogoś. Kiedyś dla męża… teraz, wiadomo, najpierw liczą się dzieci, ich potrzeby, obowiązki,  zaś ja na samym końcu. Wygrywa myśl, że ja nie mam prawa wymagać czegoś dla siebie. Nawet jeśli coś dostaję od kogoś, to czuję się głupio, jestem skrępowana, zażenowana, wreszcie nawet zła, bo mi się wydaje, że to z litości.  I tak nakręcam sama siebie.

– Elka, jak zaczęłaś to zauważać, znaczy: rozwijasz się… No co? Tak piszą w poradnikach. Najwyraźniej zrobiłaś wielki krok na nowej drodze życia…

– Jakiej…

– Cicho! Jak mnie rozbudziłaś to teraz słuchaj – ziewnęła Kasia. – Zrobiłaś krok na drodze ku zmianom i nowemu życiu, tak to się mówi. Może wreszcie powinnaś przestać się ukrywać przed niektórymi ludźmi i się z nimi spotkać. W końcu już tak dawno odzyskałaś niepodległość, że możesz…

– Co zrobiłam?

– O matko, rozwiodłaś się kobieto, jesteś wolna, dzika, niepodległa…

– Głupia, ty znowu swoje…

– Bo mam rację. A teraz daj mi spać, błagam cię, jutro pogadamy. I tak cię kocham, pa.

Ziewająca Kasia odłożyła telefon i zgasiła światło. Dżemcio wrócił z ogródka. Elżbieta została sama ze swoimi myślami, które wbrew jej woli krążyły wokół Winicjusza i przesuwały przed oczami obrazy wspomnień ze spacerów pienińskich… Dlaczego one uważają, że Winicjusz nie zrobił niczego złego zatajając przede mną prawdę? To mnie mają za złe, że nie chcę się z nim spotykać, małpy jedne…Ale fakt, strasznie dużo czasu już upłynęło…

„Wiesz co? Nigdy nie będziesz szczęśliwa, bo szczęście to wartość, którą można odnaleźć tylko w sobie, na zewnątrz jej nie ma. A jeśli nie możesz jej odnaleźć to przyczyna tkwi w tobie”. Tak jej powiedział po sławetnym grillu u Teresy, kiedy na siebie wpadli w Hicie i próbował namówić ją na spotkanie o bardziej intymnym charakterze. Ale nie był zły ani obrażony, oczy mu błyszczały jak woda w Dunajcu… Nie, nie będzie o tym myśleć. Nie czas na sentymenty i urojenia. Trzeba się po raz kolejny zmierzyć z rzeczywistością. Teraz – to ona musi znaleźć jakiś sposób, żeby uwolnić się od potwora, z którym mieszka. Chwilowo go nie ma więc może oddychać pełną piersią. Wkrótce jednak wróci i znów zacznie ją dręczyć.

Zaparzyła sobie herbatkę z podwójnej melisy na uspokojenie  i wreszcie usnęła ukołysana kocim mruczeniem. Przyśnił jej się towarzysz pienińskich wycieczek… Gwałtownie wyrwana ze snu dzwonkiem telefonu usiadła na łóżku. Objęła kolana ramionami, oparła na nich brodę. Telefon dzwonił i dzwonił. Drżała na całym ciele, jej dusza jeszcze przebywała w krainie snów… Nie czuła się na siłach rozmawiać z kimkolwiek. Telefon wreszcie przestał dzwonić. Znudziło mu się albo się zmęczył, pomyślała. Po dłuższej chwili oprzytomniała. Zerknęła na zegarek. O rany, jak późno! Niemożliwe! A psice jej nie obudziły? No tak, nie spała prawie do rana i dlatego jest nieprzytomna. A psice są mądre i dobrze wiedzą, że jak pani śpi to nie należy jej budzić bez istotnej przyczyny. Co innego, gdy już usiądzie albo otworzy oczy, wtedy można domagać się paninej uwagi, żarełka, spaceru i pieszczot. Podniosła się i zerknęła kto dzwonił. Kaśka. Wzięła do ręki pilot od telewizora leżący obok telefonu, wcisnęła domowy numer Kasi i zdziwiła się nie słysząc sygnału. Popsuł jej się aparat, czy co? Za drugim razem powtórzyła dokładnie to samo i dopiero wtedy zorientowała się co robi. Odłożyła pilot  a wzięła telefon.

– Coś chciałaś? – spytała usłyszawszy głos przyjaciółki.

– Obudzić cię, żebyś poszła ze mną na giełdę. Dawno nie byłam, mam straszna ochotę pogrzebać w szmatach – odpowiedziała Kasia.

– Niech ci będzie, możemy się zrelaksować przy sobocie. Byłaś już z psem?

– Pewnie, przecież dawno wstałam.

– Ja dopiero pójdę. Umówmy się przy kamieniu za godzinę. Może być?

– Zgoda.

Poszły w stronę giełdy.

– Jesteś zakutą, beznadziejnie zakutą pałą – zaczęła z grubej rury Kasia. – Zdecyduj się wreszcie co naprawdę czujesz.

– Niby względem czego?… Sama jesteś zakuta pała!

– Nie czego tylko kogo. Nie udawaj, że nie wiesz, iż chodzi mi o Winicjusza.

– Aa, o to chodzi…Tak naprawdę… sama nie wiem…- przyznała niechętnie.

– No, nareszcie – w głosie Kasi zabrzmiał nieskrywany tryumf.

– Co: nareszcie?

– Nareszcie się przyznałaś, a to już połowa sukcesu.

– Do czego się przyznałam? – zdumiona Ela przystanęła na chodniku.

– Że nie wiesz.

– Głupia, wielki mi sukces – ruszyła do przodu tak gwałtownie, że Kasia potknęła się o Elki wózek na zakupy, który nagle znalazł się przed jej  nogami.

– Chciałaś mnie unieszkodliwić – stwierdziła z pretensją w głosie. – Nic ci to  nie pomoże, nie umkniesz przede mną. Teraz porozmawiamy o plusach twojej historii pewnej znajomości.

– Co za plusy? Jakie plusy? Nie ma ich. Niepotrzebnie uruchomiłam wyobraźnię, pozwoliłam się rozhuśtać emocjom i teraz mam problem

– Oj, masz problem, faktycznie.

– Przecież mówię, że mam. Muszę uspokoić się, wrócić do stanu równowagi i żyć normalnie dalej.

– Jak? Bez niego?

– Nie wiem…

– Przyznaj się dziewczyno sama przed sobą, że ci na nim zależy, że przed „erą Winicjusza” twoje życie było puste i beznadziejne, bo lizałaś rany po tym fatalnym małżeństwie i leczyłaś  zbolałą duszę…

– A skąd wiesz – przerwała przyjaciółce – czy moja dusza nadal nie jest zbolała? I co, mam jej jeszcze dokładać nowych boleści?

– Ty durna babo – pieszczotliwie rzekła Kasia. – Ty durna babo, przejrzyj wreszcie na oczy. Od powrotu ze Szczawnicy wyglądasz inaczej, myślisz inaczej i bez względu na bzdury jakie pleciesz, przypominasz nie martwą kukłę, ale kobietę z krwi i kości. Przynajmniej trochę…- zdążyła się nieco odsunąć od przyjaciółki, zatem otrzymany kuksaniec stracił zamierzony impet.

Ze śmiechem zrobiły zakupy dla domu, bo obowiązek na pierwszym miejscu i dopiero wtedy weszły do szmateksu.

– Należy nam się trochę przyjemności – oświadczyła Kasia radośnie i ruszyła na polowanie. Ela skierowała się w stronę przeciwną. Wśród wiszącej garderoby wyszukała ładną sukienkę. Zdjęła kurtkę, kamizelkę i założyła sukienkę na spodnie. Obejrzała się dokładnie w lustrze, oględziny wypadły pomyślnie. Wyszperała jeszcze kilka innych fajnych ciuchów, włożyła wszystkie do reklamówki, zważyła i zapłaciła. Kasia też coś wybrała dla siebie, obie zadowolone skierowały się do wyjścia. Już w drzwiach Ela poczuła, że coś jej wystaje spod kurtki.

– Co to? – zdziwiła się. – O matko! Sukienka! Czy ty nie widzisz, że wychodzę w obcej sukience? – spojrzała z pretensją na przyjaciółkę.

Wróciła, zdjęła ciuch, zważyła, zapłaciła.

– Czegoś mi brakuje, jakoś mi łyso – zastanowiła się. – Rany koguta, gdzie moja kamizelka?

Kasia rozejrzała się bezradnie. Zatrzymała wzrok na dużej reklamówce, w której były zakupy Elżbiety. Wystawał stamtąd fragment Elcynej kamizelki.

– No nie wytrzymam – parsknęła śmiechem. – Zapłaciłaś za własną kamizelkę.

– Zgłupiałam dzisiaj czy co? Rano próbowałam do ciebie zadzwonić pilotem od telewizora – jęknęła Ela.

– I co? Nie dało się? – zwijała się Kasia ze śmiechu. – Nie martw się. Ja ostatnio liczyłam na kalkulatorze i pisałam cyfry na kartce, wreszcie patrząc na wypisane cyferki wciskałam kilkakrotnie przycisk kalkulatora dziwiąc się, że nie znikają.

W doskonałych humorach wróciły do domów. Kasia wzięła się za pranie i sprzątanie, żeby synkowi nieco poprawić warunki życia bez mamy. Elżbieta za gotowanie obiadu ponieważ umówiła się ze swoimi chłopcami, że po południu obaj do niej przyjdą. Próbowała przy każdej okazji budować między nimi braterskie porozumienie. Wieczorem zaś miały spotkać  się u Kasi na babskie pogaduchy.

– Jestem zmęczona pracą – powiedziała Kasia. – To znaczy nie samym wykonywaniem czynności, co ciągle powtarzam, ale stosunkami miedzy ludźmi. No wiecie, ogólną sytuacją…

– Tak – wtrąciła Adelka. – Ogólna sytuacja przekłada się na szczególną i szczególniejszą…

– Niby cię rozumiem, ale mogłabyś sprecyzować co masz na myśli? – spytała Ela.

– Jasne – zgodziła się Adelka. – Ja mogę obserwować rzeczywistość z większym dystansem. Jestem na szczęście na emeryturze, pracuję bo chcę, a nie muszę i na dodatek mam gdzie. Jestem więc w komfortowej sytuacji w przeciwieństwie do was, dlatego moje obserwacje są mniej naładowane emocjami niż wasze. A chodziło mi o to, że ogólna sytuacja w kraju wpływa na wszystkie grupy ludzkie, jakbyś nie dzieliła, czy pod kątem zawodowym czy społecznym, po czym dochodzi do poszczególnych osób.

– Aleś się natrudziła – skrzywiła się Elka. – Myślałaś, myślałaś aż wymyśliłaś.

– Chciałaś to ci powiedziałam – obruszyła się Adelka. – Może nie mam racji?

– Ależ masz, oczywiście, że masz – zgodziła się Ela. – Tylko myślałam, że się odniesiesz do zmęczenia i sytuacji Kasi.

– Wybacz moja droga, ale ja nie odpowiadam za to co ty myślisz, że ja myślę i to jeszcze odnośnie Kaśki.

– Czy mogłybyście się przestać odnosić do mnie? Nie dacie mi skończyć wypowiedzi tylko się mnie czepiacie.

– My? – zgodnie zamrugały rzęsami. – A w życiu.

– My się nie czepiamy – wyjaśniła Ela, – tylko się o ciebie troszczymy.

– No właśnie, troszczymy się o ciebie – dodała Adelka, – bo chcemy, żebyś była bardzo szczęśliwa w nowym małżeństwie.

– Przecież jestem. Bardzo. Problemy dotyczą całkiem innej sfery.

– No dobrze, to już nie będziemy ci przerywać. Prawdaż Adelciu?

– Nie, nie będziemy, tylko nalej najpierw tego dobrego miodu i możesz mówić choćby do rana, nieprawdaż Elciu?

Kasia posłusznie wzięła dzbanek i nalała.

– Ktoś trafnie określił, że teraz mamy złote czasy paranoi – podsumowała.

23.03.2018

  • nie-okrzesana Dobre przyjaciółki to naprawdę skarb.
  • kobietawbarwachjesieni A ja się już zastanawiam, co będzie dalej. Pojawi się w końcu ten Winicjusz z błyszczącymi oczami, czy nie?
  • krzysztof213 Będzie książka hmm
  • Gość: [kasiapur] *.toya.net.pl Barwne te postaci, fajne dialogi i miło poczytać o udanej przyjaźni.
    Dobre uczucia tutaj rządzą…
    Miłego weekendu Aniu :)))
  • annazadroza Nie-okrzesana:-) Jasne, przyjaciółki to skarb, masz absolutną rację:)))
  • annazadroza Marysiu:-) Pojawi się, pojawi, przecież musi. Co by to była za bajka gdyby się nie pojawił:)))
  • annazadroza Krzysztof:-) To jest powieść, w odcinkach prezentowana:)))
  • annazadroza Kasiu:-) Złego wokół dużo, więc chociaż w bajkach niech będzie dobrze, żeby podczas czytania złapać oddech na dalsze życie w realu.
    Dobrego tygodnia, dziś poniedziałek, niech się dobrze zacznie, Kasieńko:)))
Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Pasma życia, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *