29 maja, piątek

Raniutko wyszłam z psiepsiołami na łąkę, potem kawałek do lasku. Niebo zachmurzone ale piękne. Nawet ciepło, nie pada. Wprawdzie rosa duża i trochę zamoczyły mi się skarpetki w tenisówkach, ale co tam, drobiazgami nie będę się przejmować. Spotkaliśmy kotka.

Przez ten krótki czas przeleciały nam nad głowami dwa samoloty. Czyli zaczynają latać.

Spotkaliśmy pięknego bażanta, ale uciekł zanim zdążyłam wyjąć telefon, nie chciał pozować. Musiałam się skupić na trzymaniu Szilki, najwyraźniej miała ochotę schrupać go na śniadanie. Bażanty są niezgrabne, ciężkie i nie potrafią się szybko poderwać do lotu i sunia – być może – zna ich smak z czasu, kiedy się tułała po lesie. W każdym razie wyraźnie chciała zapolować, co jednak skutecznie jej uniemożliwiłam. Potem doszliśmy do dzięciołów. Akurat jeden z rodziców stukał w drzewo, z dziupli dochodzi codziennie głośniejszy głos piskląt. Widać, że nabierają sił, coraz bardziej są głodne i rodzice muszą się uwijać, aby nakarmić swoją gromadkę. Ciekawa jestem ile maluchów mieszka w dziupli. Kilka razy z Mężem widzieliśmy scenę „zmiany warty”. Jeden z rodziców podlatuje, wchodzi po pniu na wysokość dziupli i coś mówi. Po chwili z okrągłego otworku wychodzi drugi rodzic i odlatuje, a ten wchodzi do środka witany głośnymi piskami dzieci. Cudnie to wygląda 🙂

Musicie uwierzyć na słowo, że na pniu siedział dzięcioł i zawzięcie stukał, żeby potem zanieść dzieciakom jedzonko 🙂

Po powrocie Szilusia i Skitek zjadły śniadanie, popiły wodą i śpią. Ciekawe, że oboje wolą pić wodę z miski stojącej na tarasie, a kiedy pada deszcz zlizują deszczówkę z betonu. Dałam im po kawałeczku ciasta na deser, maleńki kawałek, naprawdę. Wiem, że nie powinnam, ale miały takie szczęśliwe pysie! Teraz śpią 🙂

Piekłam znowu ciasto drożdżowe wg Ewy Wachowicz, na dużą blachę. Wyszło najlepsze ze wszystkich do tej pory. Chyba udało mi się utrafić z czasem i temperaturą. Choć ma już kilka dni – jest rewelacyjne, puszyste, nic się nie zeschło. Ponieważ zawsze lubiłam ciasto/ciastka z mlekiem na kolację i w wakacje często tak jadłam, teraz mam radość i wygodę. Wprawdzie z herbatą, ale równie dobrze smakuje. Jak się skończy upiekę następne. Na razie drożdże wróciły do Biedronki, więc nie ma problemu. W zamrażalniku mam dwie kostki, tak na wszelki wypadek, żeby nie musieć do sklepu się wyprawiać ponadplanowo. Na razie trzymam się ściśle jednej wizyty w Biedronce tygodniowo. Jeśli czegoś braknie – trudno, muszę wytrzymać i radzić sobie wykorzystując to, co jest. Żałuję bardzo, że w pobliżu nie ma ani jednego sklepu/budki z warzywami i owocami. Jestem skazana na towar z jedynej Biedronki, ale nie narzekam, lubię ją, tę „moją” Biedronkę 🙂 Jeszcze się nie przełamałam na tyle, żeby wybrać się gdzie indziej. Jak sobie pomyślę o zakrywaniu maską i duszeniu się przez dłuższy czas – to mi się po prostu odechciewa. Biedronkę mam po drugiej stronie ulicy, szybciutko sprawy załatwiam z kartką w ręce i już mogę oddychać. Ostatnio nabyłam świeże ogórki i „akcesoria” do nich i nastawiłam pierwszy w tym roku słoik do bieżącego użytku. Jak są pomidory, ogórki, czosnek, cebulka – nic mi więcej nie potrzeba do szczęścia. No, może oprócz świeżego koperku 🙂

Już jedliśmy wczoraj do śniadania, pycha 🙂

Wieczorem poszliśmy do torów, Szilka sama tam prowadziła, dość ma już chwilami kręcenia się w kółko po łące i lasku. Wcale się nie dziwię, to jak spacerniak było podczas konieczności izolacji. Zresztą wydeptanych zostało mnóstwo nowych ścieżek, bo wszyscy psiarze tam chodzili i zbaczali z drogi, żeby nie stykać się z innymi. Świecił piękny księżyc, właściwie kawałek księżyca 🙂

Na górze „wycięty” fragment zdjęcia z księżycem, koguta nie widać ani pana Twardowskiego 😉

Wieczorne niebo przy torach było urokliwe

W ogródku zakwitł jeden irys. Piwonie wciąż w pąkach, nie spieszy im się. W sumie dobrze, dłużej się nimi można będzie cieszyć – teraz oczekiwaniem, potem rozkwitniętą urodą. Wszystkie podwiązałam, żeby się nie połamały, bo główki mają ciężkie i czekam.

Bez brązowieje, ale mały lilak Meyera kwitnie i pachnie. Skoro może on rosnąć na balkonie, pomyślałam, że posadzę odnóżkę w donicy na tarasie, niech pachnie z drugiej strony na przyszłą wiosnę.

Niech Wam weekend upłynie wesoło i pachnąco, uwierzcie, że bez pachnie oszałamiająco! Nie dajcie się ponieść beztrosce, nie bądźcie bezmyślni jak owce i wbrew wirusowi dbajcie o zdrowie, bo nic nad zdrowie co Wam mistrz Jan powie 🙂 🙂 🙂

Trzymajcie się zdrowo!

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

44 odpowiedzi na 29 maja, piątek

  1. bognna pisze:

    To jest naprawde piekne, ze potafisz sie cieszyc tak z pozoru malymi sprawami:))))

    • anka pisze:

      Bognna:-) Bo świat jest taki piękny! Widzę to rano, kiedy jeszcze mam świeżą głowę po przespanej nocy, wtedy wszystko jest piękne i cudowne. Potem zaczynają pojawiać się chmury codzienności i problemy wyłażą z kątów, więc trzeba się skupić na walce z nimi. Ale nazajutrz znowu jest ranek 🙂

  2. Mysza w sieci pisze:

    Piękne zdjęcia 🙂 Na słowo o dzięciole Ci wierzę, a samoloty od czerwca już chyba wracają w pełni. Dużo państw otwiera powoli granice, Bułgaria na pewno od 15 czerwca. Wiem, bo nas kusili wylotem na wakacje, ale się nie daliśmy 😉 W kraju też jest pięknie!
    I ja lubię naszą Biedronkę i przy okazji Lidla, bo też mamy blisko. Smacznego ciacha i ogórków, a koperek możesz sobie wyhodować w ogródku 🙂 Buziaki Aneczko, pozdrowienia dla rodzinki, głaski dla psiepsiołów i miłego weekendu :*

    • anka pisze:

      Myszko:-) Po południu widzieliśmy dzięcioły, uwijają się oboje, bo dzieci głośno wołają o jedzenie 🙂
      Jutro upiekę następnego drożdżowca (neologizm), tak prawie na tydzień wystarcza. To jest super zapchajdziura, jak się na coś ma ochotę – to jak znalazł. I z olejem, nie z margaryną. Myślę, że i Ty byś go bez problemu upiekła, bo nic nie trzeba wyrabiać.
      Dobrze, że się nie dajecie kusić na dalsze wyjazdy. Na to jeszcze przyjdzie czas, na razie nie jest bezpiecznie.
      Wsadziłam w donicę pomidorka, ale nie wiem co z niego będzie. Babcia D. już czubek ułamała, wciąż dziubie patykiem po tych wszystkich sadzonkach chcąc im spulchnić ziemię, z dobrego serca przecież… Na razie bazylia rośnie bez zahamowań.
      Dobrego weekendu! Psiepsioły dziękują za głaski i machają łapkami 🙂 Buziaki!

  3. Stokrotka pisze:

    Powiem krótko – piękne mieliście spacery… – pełne zapachów, pięknych widoków i wspaniałych obserwacji…
    I ciasto też pewnie było pyszne 🙂

    • anka pisze:

      Stokrotko:-) Drożdżowiec wyszedł najlepszy ze wszystkich jakie piekłam do tej pory, jestem z niego (z siebie) dumna jak paw 😉
      Spacery o tej porze roku, w maju – najpiękniejszym miesiącu – muszą być wspaniałe. Oczywiście to zasługa psiepsiołów, gdyby nie one – nie chciałoby się wychodzić z domu 3 razy dziennie.
      Buziaki 🙂

  4. jotka pisze:

    U nas zimno i wietrznie, a latają głównie śmigłowce, może młodzi piloci ćwiczą, bo obok mają bazę.
    Wypieki będą u nas na niedzielę, bo mamy gości, ale najbliższa rodzina. szkoda tylko, że pewnie naszego parku nie odwiedzą, bo niezbyt ładnie ma być.
    Takie codzienne swojskie obserwacje przynoszą wiele ciekawostek:-)
    Trzymajcie się zdrowo i uśmiechajcie często…

    • anka pisze:

      Jotuś:-) No właśnie co z tymi śmigłowcami – się zastanawiam. Już podejrzewam, że mają polecenie sprawdzania, czy gdzieś w lasach nie gromadzą się partyzanci… U nas też latają co chwilę.
      Zapowiada Wam się rodzinna niedziela, super. Na pewno będzie udana bez względu na pogodę. Życzę więc udanego weekendu i smacznych wypieków. Buziaki 🙂

  5. dora pisze:

    Miłego Aniu!Mój,,Meyerek” też cudnie zakwitł,w calym domu pachniało, bo musiał przez kilka dni stać na parapecie w łazience. Teraz wszystkie donice są na urlopie na RODOS, czyli u mojej siostry na działce

    Biedna psinka,,możliwe, że polowała na bażanty, a,może ma,tak silny instynkt łowcy,,w każdym razie bażancik może żyć bezpiecznie i zachwycać swoim wyglądem.

    • anka pisze:

      Dorcia:-) Szilunia błąkała się nie wiadomo ile czasu, coś jeść musiała. Na pewno polowała na myszy i ptaki, jadła też koniki polne – to widzieliśmy na własne oczy. Teraz już nie musi, jest za gruba i powinna schudnąć, ale instynkt łowiecki nie usnął. Od razu inaczej wygląda i porusza się jak polująca pantera.
      Pachnie „Meyerek” niesamowicie. Dobrze, że masz gdzie przechować swoje balkonowe donice podczas wyjazdu, bo zmarniałyby Ci wszystkie rośliny, szkoda byłoby. Uważaj na siebie!
      Buziaki 🙂

  6. Krystyna 7.8 pisze:

    To nie są małe sprawy…. Kwiaty, słońce, najedzone kotki…. To jest codzienność, ale jakże piękna.

  7. Lucia pisze:

    Dzięciołowie wieści kapitalne. Jak i inne ciekawostki spacerowe. Marzę o ogórkach zakiszonych w domu. Może jak uda mi się przyjechać do Polski. A u mnie już sezon różany… reszta przekwitła… pogoda tez taka sobie. Pada deszcz. Ale poza tym, że mój nerwoból nie przepada za nim, Bo deszcz potrzebny i ja nie narzekam. Buziaki Aniu. Dobrze robisz, ze nie wędrujesz po dalszej okolicy.

    • anka pisze:

      Lucia:-) To u Was nie ma ogórków? Chrzanu, kopru, czosnku? Nie żartuj, naprawdę? Aż się wierzyć nie chce, że nie możesz sobie nastawić w domu!
      Róże u Ciebie przepiękne. Deszcz potrzebny, prawda, ale chciałoby się słoneczka i ciepła więcej. Wtedy i nerwoból nie dokuczałby tak bardzo. Zobacz, jakie stereotypy są utrwalone w mózgu; u Ciebie powinno być bezustannie ciepło! Okazuje się, że jest inaczej. Niech Ci jednak weekend upłynie w ciepełku.
      Buziaki 🙂

      • Lucia pisze:

        Aniu nawet nie problem w ogórkach. Są chociaż problem z gruntowymi. Koper tylko włoski a czosnku dostatek. problem jest z kiszeniem. W tym klimacie nic nie ukiśnie. Po dwóch dniach robi się błoto.
        Dostałam jeszcze jeden przepis do wypróbowania. Jak dorwę ogórki z ogrodu. Spróbuję ostatni raz. Buziaki

        • anka pisze:

          Rozumiem, to znaczy pojmuję ale nie rozumiem 😉
          Nie wpadłabym na to, że klimat ma taki wpływ. Człowiek się uczy przez całe życie. Ciekawa jestem tego nowego sposobu. Uściski 🙂

  8. Pola pisze:

    Zwyczajnie, codziennie ale pięknie. Bo z miłością, w otoczeniu zwierzat, ptaków i kwiatów… W normalnej rzeczywistości rzekłoby się: czegóż chcieć więcej?
    Hmmm…

    • anka pisze:

      Polu:-) Dzieci w zasięgu ręki, kasy na wszystkie „potrzebne potrzeby” i zdrowia 🙂 Więcej już nic, bo wszystko jest w nas… Buziaki!

  9. cieniewiatru pisze:

    a ja dziś musiałam kupić siew ogórków bo te posiane 11 maja nie wzeszły
    nie ma to jak ogórek małosolny, taki naprawdę małosolny 😉
    dobrego weekendu

    • anka pisze:

      Cieniewiatru:-) Czemu nie wzeszły? Za sucho było? Albo felerne nasiona się trafiły. Małosolne pyszne, nastawię następne, bo to jest super jedzenie przez cały sezon.
      Buziaki!

      • cieniewiatru pisze:

        Chyba też wpływ miało tego, że Juniorce zdarzyło się podeptać na drugi dzień po sianiu ogórkową grządkę. Nasionka się wgniotły, a ziemia ubiła. Nowe już posiane więc znowu czekamy. Ale sucho też na pewno jest. Sałata i fasola też nie cała wzeszla

        • anka pisze:

          No tak, Juniorkowy wpływ na pewno w części był 🙂 Od razu mi stanął w oczach Duży, kiedy był jeszcze bardzo mały i u babci w ogródku mówiłam, że nie wolno zrywać kwiatków. Podczas całej tyrady mój synuś z tyłu łapkami „łap” za kwiatek i miętolił. Tak, że zanim ja skończyłam, on kilka zdążył wykończyć… 😉
          W ogródku warzywnym bez podlewania się nie obejdzie, w tym Juniorka na pewno pomoże 🙂

  10. skowronpisze pisze:

    Cudowny wpis Aniu, dziękuję 🙂
    Miłego piątkowego wieczoru życzy Piotr!

  11. Urszula97 pisze:

    Piękne te Twoje spacery, u mnie na działkę i z powrotem, o ile nie pada i nie wieje. Powoli wszystko rośnie,zimno i mokro ,tego szczególnie pomidory i ogórki tego nie lubia.Dzisiaj piekłam biszkopt, w niedzielę syn z rodziną na Dzień Dziecka i zaległe Święto mamy będziemy odprawiać.

    • anka pisze:

      Ula:-) To będziesz miała rozrywkowy weekend 🙂 Przy maluchach spokoju nie ma, ale za to ile radości!
      Nasze spacery też nie takie dalekie, chętnie poszłabym dalej ale jeszcze nie czas na to. Na razie u nas ciepło i nie pada, podobno w weekend ma się pogorszyć pogoda, ale może nie będzie tak źle.
      Buziaki 🙂

  12. fuscila pisze:

    Ja czekam na ogórki od Córki Wiewiórki, z jej ekodziałki! A piękne kwiaty oglądam u sąsiadki po drugiej stronie ulicy. U mnie tylko pelargonie i heliotrop. Tylko wiatru za dużo, bo jakieś mikre się zrobiły!
    Za to łączka zaczęła się uzależnić, czego mi Synek Muminek zawiszcza, bo wcześniej siła i cieniutko to widać!
    Serdeczności dla Ciebie i mizianki dla Psiapsiołów!

  13. anka pisze:

    Fusilko:-) To będziesz miała super ogórki najzdrowsze na świecie 🙂 „Wygodna” taka sąsiadka od kwiatków, patrzysz i podziwiasz. Pelargonie miałam w zeszłym roku, nie przechowałam i teraz nie ma pani od kwiatków, u której kupowałam, więc na razie tylko aksamitki wysiałam w różne pojemniki, żeby jak najwięcej wzeszło.
    Psiepsioły dziękują za mizianki 🙂 Buziaki dla Ciebie i miłego weekendu 🙂

  14. Ale masz piękne spacery. Nie ma to jak wiosna. Kiedyś kochałam także pozostałe pory roku, teraz ograniczam się do kochania wiosny i jesieni.

    • anka pisze:

      Maryniu:-) Wiosnę kocham miłością przeogromną, wszystkie inne pory roku lubię i podziwiam, ale miłości nie ma. Jest czekanie na wiosnę. A jeśli o spacery chodzi, to podczas tej przymusowej ścisłej izolacji właśnie psy nas ratowały, bo z psami można (trzeba) było wychodzić.
      Zdrówka!

      • BBM pisze:

        Nie wiem, czy u mnie deszcz nie położy irysów. Są wielkie i piękne. Na piwoniach też dopiero pąki. Za to- na moim zmaltretowanym bzie pojawiły się maleńkie zielone zawiązki listków, więc … może nie wszystko stracone? Serdeczności wielkie dla Ciebie , Aniu a psiaki drapię za uszami! :))

        • anka pisze:

          Matyldo:-) Ucieszyłam się wiadomością o Twoim bzie! Może uda mu się przeżyć, czego mu życzę, żeby Ci rósł i pachniał. Buziaki 🙂 Pieski dziękują i machają łapkami 🙂

  15. mokuren pisze:

    Urokliwe te Twoje spacery. Bardzo lubię obserwować przyrodę, tylko z ptakami i motylami zawsze mam problem, bo przemieszczają się za szybko, więc trudno się napatrzeć nie mówiąc o zrobieniu zdjęcia 😉
    Wierzę, że bez pachnie oszałamiająco i staram się przypomniec sobie ten zapach, bo nie mam w okolicy ani jednej gałązki.
    Udanego weekendu 🙂

    • anka pisze:

      Mokuren:-) To prawda, że ptaszki się zbyt szybko przemieszczają. Czasem mam wrażenie, że ze mnie kpią, bo często siedzą spokojnie dopóki nie wyjmę aparatu, wtedy odfruwają. Szczególnie sójki robią na złość 🙂 Nie mogę żadnej „dopaść” choć jest ich dużo w lasku.
      Posyłam Ci zapach bzu 🙂 Odbierzesz go w wyobraźni patrząc na zdjęcie 🙂 Fajnie by było, gdyby to było możliwe…
      Buziaki 🙂

  16. Jan Toni pisze:

    To dla mnie jest mała fraszka
    Czytać o pieskach i ptaszkach.

  17. wilma pisze:

    Jak ja Ci Aniu zazdroszczę tych rannych spacerów;))).
    Kiedyś byłam rannym ptaszkiem i pamiętam jak ślicznie pachnie świat rankiem.
    Teraz, nawet jak się jakimś cudem o ósmej zwlokę z łóżka, to jestem do 11.00 i tak półprzytomna.
    Za to po południu i wieczorem jestem jak skowronek, ale co z tego, i tak mam pół dnia w plecy.
    ps. Sziluni powiedz,ze na bażanty ne warto polować, bo mają bardzo suche mięso;)))
    Chyba, ze są upieczone owinięte w plasterki świeżej słoninki;))).
    Serdeczności:).

    • anka pisze:

      Wilmo:-) Skowronkiem jestem rano, po południu już tracę energię, a wieczorem to mnie całkiem nie ma. Powinnam chodzić spać po dobranocce i nic na to nie mogę poradzić, jestem nieprzytomna bez względu na wszystko. A wcale mi się to nie podoba 🙁
      Szilunia schrupałaby nawet bez słoninki. Na pewno różne różności jadła, żeby z głodu nie umrzeć, kiedy domu nie miała, bidusia kochana. Jest tak mądra, że w głowie się nie mieści. Może dlatego, że jest kobietą, a przedtem miałam chłopaków? I Rolf i Browar byli (oni, faceci) najcudowniejszymi psami na świecie, Skitek jest wciąż, ale Szila jest sunią 🙂
      UŚciski serdeczne i zdrówka!

  18. amasja pisze:

    Ale fajnie, ale miło, Aniu:-) Notka pachnąca kwiatami i świeżutkim drożdżowcem, taka spokojna…
    I u mnie nie ma już problemu z drożdżami, można bez trudu dostać świeże i suszone. Przyznam Ci się, że nie lubię robić zakupów w Biedronce, ze wszystkich sklepów lubię ją najmniej. Cały weekend u nas lało i wiało, pogoda domowa więc upiekłam szarlotkę i wcieliśmy ją w dwa dni wypijając przy okazji morze kawy:-) Chyba zrezygnuję z urodzinowego tortu bo to byłoby już za wiele, taka rozpusta!
    Palibiny uwielbiam! Obłędnie pachną. I fajnie, że życie rodzinne u państwa dzięciołów kwitnie:-)
    Wymiąchaj psiepsioły ode mnie:-)
    Pozdrawiam serdecznie! Buziaczki:-)

    • anka pisze:

      Amasjo:-) Odpowiedziałam na poprzednie słowa Twoje 🙂
      Ja lubię tę konkretną Biedronkę, „moją”, jest miła obsługa, takie już znajome panie i panowie, kontakty są przesympatyczne, rozmowy w autobusie (przed epidemią) się zdarzały, tak więc mam do niej (Biedronki) osobisty stosunek. W innej nie umiem kupować. Przywiązuję się do miejsc i do ludzi, nie lubię zmian.
      Wiało i u nas. ale deszcz padał nocą, co dało się zauważyć rankiem szczególnie na łące, bo to podmokły teren. O szarlotce myślałam (moje Szczęście lubi najbardziej), ale nie kupiłam jabłek. Specjalnie nie pójdę do sklepu, trzymam się jednorazowych zakupów w tygodniu. I tak się stresuję przed pójściem. Wewnątrz już nie, tylko mnie denerwuje chusteczka, jeśli źle zawiążę i się zsuwa z twarzy. Aha, genialna szarlotka wychodzi na spodzie z jednojajkowca (od Lucii).
      Powiedz którego dnia masz święto? Wpiszę w kalendarz i będzie na zawsze 🙂 Matyldę już wpisałam 🙂
      Zadałaś mi zagadkę, bo nie wiedziałam co to palibiny. Nie znałam tej nazwy, ale odszukałam i już wiem! Szkoda tylko, że deszcz już część kwiatów zniszczył, tak krótko pachną.
      Dzięciołki coraz pewnie większe, bo głośne już. A psiepsioły wymiąchane i dziękują:)
      Zdrówka, szczęścia, radości i spełnienia marzeń!!!!!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *