„Babie lato i kropla deszczu” – 1

    Był wczesny październikowy poranek. Inga Bednarska wyszła z psami na przyosiedlową łąkę. Z dalszego spaceru zrezygnowała, zmarzły jej ręce. Wychodząc z domu zarzuciła na siebie tylko cienką kurtkę, tymczasem powietrze okazało się wręcz mroźne, szron na trawach iskrzył się w pierwszych promieniach słońca.  Wzdłuż niedalekiej linii lasku rzucały się w oczy przepiękne jesienne kolory typowe dla polskiej złotej jesieni.

Złociły się liście brzóz opadające w dół, odsłaniając smukłe, białe pnie. Brązowiły się młode dębczaki rosnące tu za przyczyną wiewiórek, dzików oraz wielu innych stworzeń, które przeniosły żołędzie pochodzące od kilku wielkich, starych dębów rosnących w pobliżu. Szeleściły pod stopami liście opadłe z orzechów zapewne również rozsianych przez leśne zwierzęta. Sporo młodych drzewek ostatnio się pojawiło i od wiosny udało im się osiągnąć niezły przyrost. Nikt ich nie złamał, nie wyciął, miały tego lata szczęście.

Łąka właściwie nie była żadną łąką, tylko rozległym nieużytkiem zarośniętym przez wysokie trawy, żółtą nawłoć występującą w ogromnej ilości, czasem pojawiała się dziewanna, koniczyna i różne inne rośliny, których nazw Inga nie znała, natomiast  pamiętała i kojarzyła ich wygląd z wakacji spędzanych w dzieciństwie u ciotki na podkrakowskiej wsi. Do spacerów z psami nadawał się jedynie fragment owego obszaru, ścieżka między dwoma osiedlami, ponieważ pozostałą część pokrywały chaszcze rosnące na podmokłym terenie. Zazwyczaj nie dawało się przebrnąć przez te naturalne zasieki i przeszkody nie grzęznąc w błocie.

Psiaki wyszalały się, wybiegały, zziajane i szczęśliwe wróciły do domu. Rano po spacerze dostawały jakiś przysmak, w miskach miały suchą karmę, którą konsumowały – albo nie –  według indywidualnych potrzeb w ciągu dnia. Po wieczornym spacerze dostawały mokrą karmę, na którą czekały z niecierpliwością. Zadzior był dużym owczarkiem niemieckim, spokojnym, dostojnym psim policjantem na rencie. Zorka wyglądem przypominała sznaucera pomieszanego z czymś trudnym do określenia, co jej zupełnie w życiu nie przeszkadzało. Była wesoła, przyjacielsko nastawiona do całego świata mimo traumy, którą przeżyła zanim trafiła do swego obecnego domu.

Wracając z łąki Inga spotkała Sabinę Turską, zaprzyjaźnioną sąsiadkę z osiedla.

– Kochana, wpadnij do mnie na chwilę, proszę – powiedziała witając się z Zadziorem, który spokojnie podszedł i machnął ogonem, oraz z Zorką obskakującą radośnie „ciotkę”, wydającą z siebie wyraźne „okrzyki” powitalne i odpychającą pyskiem Zadziora, żeby zgarnąć jak najwięcej głasków dla siebie.

– Właściwie – zastanowiła się Inga, – czemu nie? Zaprowadzę psy do domu, nakarmię i wrócę.

Niedługo potem, po wykonaniu zamierzonych czynności, pojawiła się u przyjaciółki.

– Siadaj, zrobię kawę. Mam świeżą szarlotkę, jeszcze prawie ciepła –  Sabina spojrzała na twarz Ingi zwykle uśmiechniętą, teraz powleczoną jakby mgłą smutku. – Coś mi się wydaje, że jesteś zmęczona. Mam rację? Jakbym na ciebie patrzyła przez szarą pończochę.

– To aż tak widać? Myślałam, że lepsza aktorka ze mnie.

– Ingo droga, nie mnie oceniać twoje zdolności. Nie jestem w jury Mam talent czy czegoś takiego. Jeśli już miałabym wybierać, wolałabym show z tytułem na przykład Pomóż bliźniemu dwu i czworonożnemu, albo Obudź w sobie empatię czy coś…

Inga poweselała słuchając sąsiadki.

– Wiesz co? Chodźmy na taras, akurat słoneczko świeci. To już pewnie ostatnie ciepłe dni – Sabina wzięła do ręki kubki z kawą. – Weź ciasto z łaski swojej, dobrze? Zobacz jak się temperatura szybko podniosła. Dopiero był szron, a teraz zupełnie jakby lato wróciło.

Usiadły przy drewnianym stoliku zbitym z listewek, na zielonych plastikowych krzesełkach kupionych w Biedronce, jedynym sklepie w najbliższej okolicy. Z tarasu schodziło się czterema schodkami do małego ogródeczka, gdzie na trawie stały dwa rozkładane, turystyczne foteliki, których siedzenia  uszyte były z kremowo żółtego materiału w zielone liście, współgrającego wizualnie z otoczeniem. Sabina nie lubiła wokół siebie zestawów kolorystycznych, w których barwy „gryzły się” ze sobą. Wprowadzało to dysharmonię nie tylko w jej otoczeniu, ale również we wnętrzu, w duszy, w jaźni czy jak to tam jeszcze można nazwać. Doprowadzało do niepokoju wewnętrznego mówiąc krócej. Z tego powodu zestawiała ze sobą barwy delikatne, współgrające, stonowane, nie stosując się do aktualnego trendu polecającego kolory ostre, agresywne, dominujące.

Jeśli chodzi o maleńki ogródeczek – włożyła ogromną ilość pracy i wysiłku, żeby w ogóle powstał. Przekopywała ziemię niezliczoną ilość razy, wkopywała pod powierzchnię obierki ziemniaczane, pozostałości po obróbce innych warzyw przed gotowaniem, skorupki jajek, resztki z obiadów, torebki z herbatą, fusy po kawie – słowem wszystko, co tylko się nadawało. Wreszcie jakoś ziemię udeptała, wyrównała i zasiała trawę. Była to konieczność, ponieważ po każdym deszczu tworzyły się wielkie kałuże, woda z trudnością wsiąkała w gliniaste podłoże. Dopiero gdy trawa wyrosła, mały ogródek zaczął wyglądać w miarę przyzwoicie i przestał się zamieniać w zbiornik wodny.

Przygotowując teren pod trawnik wzięła przykład z Kasi Zaremby-Wrońskiej, sąsiadki zza płotu. Do segmentu, w którym Kasia mieszkała z mężem Mikołajem, wejście było od strony wcześniejszej uliczki osiedla. Przed kilkoma miesiącami zmarła chorująca na demencję mama Mikołaja i teraz żyli sobie spokojnie we dwójkę odwiedzani często przez dzieci i wnuczki, najchętniej przez Klarę, obecnie trzynastoletnią już dziewczynkę.

Sabina  najpierw przypadkiem zobaczyła co Kasia robi. Drugi raz specjalnie zwracała uwagę na czynności sąsiadki chcąc się przekonać czy jej się przypadkiem nie zdawało, że widziała co widziała. Za trzecim razem spytała. W ten sposób nawiązały kontakt.

Z Ingą i Feliksem  poznali się – czyli Sabina oraz jej mąż Anatol – w banku podczas załatwiania formalności związanych z kredytem na domek. Potem korzystali z tej samej kancelarii adwokackiej, gdy zmuszeni byli założyć sprawę Budowlańczykowi – zwanemu tak ogólnie właścicielowi firmy budującej osiedle.  Okazało się, że był to osobnik nad wyraz niesłowny, z czystym sumieniem rzec można: kłamca, krętacz i cwaniak, który zamiast wykończyć segmenty i oddać do użytku, kombinował jak tylko się dało – co zrobić, żeby nic nie robić ale pieniądze zgarnąć. Zmuszał tym samym wielu nieszczęsnych inwestorów, by w końcu sami wykańczali domki chcąc wreszcie w nich zamieszkać. Za niedotrzymanie terminu oddania do użytku budynku,  terminu dokładnie określonego w umowie na wykonanie inwestycji budowlanej, wytoczyli mu sprawę przed sądem o wypłatę należnych kar umownych zgodnie z konkretnym punktem zawartej umowy. Sprawę w sądzie po kilku latach wygrali lecz pieniędzy się nie doczekali. Komornik jakoś nie potrafił ich odzyskać, choć od wygrania sprawy minęły już cztery lata. Adres kancelarii dostali od męża Kasi, Mikołaja. Sąsiedzi rok wcześniej wygrali sprawę z oszustem, lecz pieniędzy również nie zobaczyli do tej pory.

– No i co powiesz o mojej szarlotce? – spytała Sabina. – To nowy przepis.

– Rewelacja – odpowiedziała Inga z pełnym szarlotki ustami. – Rewelacja. Przypomina smak dzieciństwa i jabłka z ciocinego ogródka.

– Kiedy byłam mała najbardziej smakowała mi właśnie taka z pianką. Znalazłam przepis w necie na stronie wsi Regulice. To w Małopolsce, niedaleko Tenczynka. Kaśka mi kiedyś opowiadała o tamtych stronach, jej przyjaciele stamtąd pochodzą, mają tam rodową chałupę, do której jeżdżą  na urlopy.

–  Ciocia mieszkała kiedyś w Czernej, to niedaleko… Tenczynek… Tenczyn…To chodzi o ruiny zamku? Byłam tam kiedyś z ciocią w czasie wakacji. A niedawno widziałam film o zamkach polskich i wspomnienia wróciły…. Mówili o nim „brat Wawelu”. Podobno zamek złupili i spalili Szwedzi w czasie potopu. Myśleli, że znajdą tam skarby wywiezione z Krakowa, bo taką plotkę puszczono.

– Tak, to ten. Kaśka pokazywała mi kiedyś zdjęcie z wycieczki, ale ona woli zamek w Niedzicy, w Pieninach. Śmiała się, że Mikołajowi tak się podobał, że podarowała mu w prezencie.

– W Niedzicy zamek stoi cały. Wiem, bo byliśmy kilka lat temu na urlopie nad Zalewem Czorsztyńskim. Cudnie tam jest. A zamek Tęczyńskich to ruina, więc się sąsiadowi nie dziwię – uśmiechnęła się Inga.

– No, uśmiechnęłaś się – wesoło spojrzała Sabina, – czyli moja szarlotka czyni cuda jak powiedział  Tolek.

– W cuda ja już przestałam wierzyć, choć tylko cud mógłby nas uratować – powiedziała Inga, a na jej twarz powrócił smutek.

– No nie, natychmiast bierz dokładkę! Może Toluś ma rację, cud się zdarzy i znowu  się uśmiechniesz?

– Daj przepis, jeśli możesz oczywiście. Honoratka uwielbia szarlotki, upiekę dla niej.

– Pewnie, że dam. Jak ja ci zazdroszczę, że masz wnuczki. Twoja Bogna ułożyła sobie życie jak trzeba. Męża ma dobrego, teraz urodziła drugą córeczkę, jest tak jak powinno…

– Chociaż to się udało – uśmiechnęła się Inga na myśl o dzieciach. – Uwielbiam tę małą szkrabusię, już teraz widać, że to takie półdiablę weneckie. Oczywiście Honorcię też, ale ona już jest duża, na ręce jej nie wezmę, najwyżej na kolana jak nikt nie widzi, bo by mnie chyba udusiła, że jej obciach robię przed ludźmi.

– Co ja bym dała, żeby Jagna przyniosła mi do domu taką Ewelinkę – z tęsknotą stwierdziła Sabina. – Niech bym nawet na oczy jej ojca nie widziała, co tam, mamy dwudziesty pierwszy wiek. Poza tym, mąż rzecz nabyta, o czym się moja biedna córka już przekonała. Ale dziecko jest zawsze swoje.

– O wilku mowa, twoje dziecko podjechało – zauważyła Inga żółty samochód skręcający z uliczki na podwórko.

– Tylko nie zdradź, że ja tak o dziecku, bo się znowu zdenerwuje i mnie opierniczy – konspiracyjnym szeptem powiedziała Sabina.

– To ja lecę, a po przepis jutro wpadnę – zerwała się Inga z fotelika, pomachała Jagnie i poszła do siebie.

cdn.

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Babie lato i kropla deszczu, Powieści | 16 komentarzy

Pierwszy piątek 2024

Mamy rok 2024, już się rozpędził i do przodu biegnie. To ciekawe, prawda? Rozpędził się teraz, tak jak już to robił (w moim odczuciu) przez kilka poprzednich lat…  kiedy byłam młoda to się te lata wlokły i wlokły…. A teraz jakoś  przyspieszyły, zupełnie nie wiem po co, bo ja się do mety nie spieszę. Wolę iść spacerkiem, zatrzymując się po drodze, wąchając kwiatki, podziwiając krajobrazy, smakując każdą chwilę, trochę się złoszcząc na siebie,  że nie potrafię zachować spokoju w różnych sytuacjach chociaż powinnam przecież, taka mądra i dojrzała niby….

Jedno co wiem na pewno, to iż nie należy marnować czasu jaki nam został dany. Mimo to marnuję w dalszym ciągu… ale mniej i za to mogę chwalić samą siebie 😃 W tym nowym roku nauczyłam się już wstawiać filmiki na YT. Chciałam się nauczyć, bo inaczej nie mogę tutaj na blogu pokazać. I znowu samą siebie chwalę 😃 Cóż, mój pierwszy osobisty rok numerologiczny zaczęłam w odpowiedni sposób czyli ucząc się nowych rzeczy 👍

Szukając filmiku z jeleniem przeglądałam zdjęcia… wszędzie Skituś… w ogródku, w Szczawnicy, na wszystkich spacerach… Tęsknimy bardzo, Szilunia też w dalszym ciągu… Taki był poprzedni rok niedobry dla piesków, bo aż cztery znajome odeszły za Tęczowy Most, na dodatek w sylwestrową noc podążył tam cudny, kochany Pretor mojej kuzynki 💔

Królowa Marysienka przysłał mi fotki zrobione kilka lat temu, gdy byłam u niej z psiepsiołkami 💗

… Skituś (jeszcze nie miał siwej mordki), Kira i Szilunia …

Terenia przysłała zdjęcia Pretorka 💗

Teraz filmiki jakie po raz pierwszy zamieściłam na YT. oczywiście nie mają „żadnej jakości”, za to mają wielki ładunek emocji, szczególnie pierwszy jest pamiątką. Pierwszy filmik to Szilunia i Skituś dwa lata temu wracające z łąki do domu 💗 Pozostałe to pamiątki ze Szczawnicy. Kąpiącą się sarenkę, a właściwie łanię mówiąc poprawnie, spotkałam w tym roku idąc do miasteczka po pomidory koło Dworku Gościnnego w Parku Górnym, czarna sunia to Ronia, koleżanka moich psiepsiołków… jakże smutno będzie tam  teraz bez Skitusia… Na trzecim filmiku sprzed dwóch lat jest przepiękny jeleń spacerujący koło bloku. Ojej!!! Coś pokręciłam przy wstawianiu, muszę Dużego poprosić o pomoc i wtedy poprawię. Przepraszam bardzo, wybaczcie 🙈

Jedno się udało 😃 wprawdzie nie idealnie, ale łanię możecie zobaczyć 🙂

https://www.bing.com/search?q=yt%20sarna%20w%20k%C4%85pieli&refig=1DD64FC5CB27492C807BDC887C8A791C&FORM=VDVVXX

… oczywiście Szczawnica …

Podobno zima powraca. Rankiem wyszłam z Szilunią gdy jeszcze ciemność spowijała świat, jedynie leciutki brzask dał się zauważyć nad laskiem. Zaczął sypać śnieżek, ale teraz go nie widzę, chyba się rozmyślił, za to kałuże zostały zamarznięte. Ważne, że dni zaczynają się wydłużać, przysłowie mówi, że „na Nowy Rok przybywa dnia na barani skok”. Ciemność wpływa na mnie depresyjnie, więc niech jasność się stanie jak najprędzej.

Pierwszy weekend styczniowy niech przyniesie wszystkim miły odpoczynek po świątecznym szaleństwie. Życzę miłych chwil i zdrowia, bo znów wirusisko daje się we znaki ⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, Szczawnica | 24 komentarze

Nadszedł dzień 🥂

Przemknął rok, dziś ostatnia noc 2023 roku.  Nie robię podsumowań, nigdy nie robię, ani też postanowień noworocznych, jakoś nie nabrałam takiego przyzwyczajenia. Może tylko mam nadzieję, że będzie lepiej w pewnych dziedzinach, że się spełni część życzeń… tyle przecież słyszymy i sami wypowiadamy ciepłych, dobrych słów. Uświadomiłam sobie jednak, że tym mijającym roku przede wszystkim skupiłam się (głównie mentalnie 😃 ) na porządkowaniu przestrzeni wokół siebie, zaplanowaniu w tym właśnie zakresie działań na najbliższy czas. Nie rozpoczęłam niczego nowego, niczego mądrego nie napisałam (tak jakbym to wcześniej robiła, hi hi) lecz kończyłam różne rozpoczęte sprawy. I wiecie co? To był mój 9 rok numerologiczny! Czyli robiłam dokładnie to, co powinnam, intuicyjnie, samo wyszło.  Oczywiście  najsmutniejsze było pożegnanie Skitusia…

Szila przeżywa żałobę, schudła bardzo, wciąż go szuka, wpada do domu ze spaceru i… nie ma, na spacerze co trochę staje i czeka… zawsze jej mówiłam, że chłopaki idą, bo przecież my leciałyśmy do przodu a Skitek i MS wlekli się z tylu, wtedy ona czekała, aż ich zobaczy i dopiero szła dalej… na łące się rozgląda i szuka wzrokiem gdzie ten ciaputek się znowu zawieruszył… w domu krzyczy na nas i każe go przywieźć z powrotem i czemu go nie szukamy… serce się łamie… A Skituś w urnie czeka na wiosnę, wtedy posadzimy jego drzewko, które wybiorą Wera i MS…

Natura ma swoje prawa, życie toczy się dalej, o północy powitamy Nowy Rok 2024

Niech będzie lepszy dla tych, którzy sobie tego życzą, dla innych nie gorszy od mijającego – w zależności od podejścia do sprawy 🙂  Życzę, żeby był lepszy w każdym aspekcie, żeby z każdym dniem i pod każdym względem wiodło Wam się lepiej i lepiej, życzę radości każdego dnia, życzliwych ludzi wokół, spokoju i pokoju, mnóstwa możliwości realizowania planów, spełniania marzeń i oczywiście zdrowia życzę jak najwięcej. Po prostu bądźcie szczęśliwi💗💗💗

… kartę tę dostałam od znajomych…

Szczęśliwego Nowego Roku 🥂🍾

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 28 komentarzy

Szczęśliwych Świąt ⭐🎄

Kochani, z całego serca życzę spokojnych, dobrych Świąt spędzanych w miłej, rodzinnej atmosferze, pełnych ciepła, radości i wytchnienia od codziennego pędu oraz wszelkich wydarzeń zewnętrznych 🎄⭐🎁

Piękne dekoracje zostały wykonane przez niezrównane ręce Magdy ⭐

🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄 ⭐🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄 ⭐🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄⭐🎄🎄🎄🎄🎄🎄🎄

⭐SZCZĘŚLIWYCH SWIĄT⭐

⭐⭐⭐

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 29 komentarzy

Za Tęczowy Most…

Dzisiaj za Tęczowy Most odszedł mój cudowny, kochany Skituś 💗

Nigdy nie zapomnę żadnego z moich cudownych czworonożnych przyjaciół,  mają miejsce w sercu na zawsze.

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 25 komentarzy

Mikołaj 2023 🎅🤶

 

Mikołaj worek niech otworzy i pokaże co tam włożył ⭐

🎅🤶W starych szpargałach znajduję czasem przepisy, które mam ochotę wypróbować od razu. Tak było z krówkami.  Składniki są zawsze pod ręką, żadna nowość, potrzebna była tylko – jak się okazało – moja cierpliwość. Oj, dużo jej się przydało, tak samo jak i czasu. Postąpiłam według przepisu, a potem tylko mieszałam, mieszałam, mieszałam i mieszałam, i więcej nie będę 😀 Chyba nie będę – nie przewidując powrotu do czasu pustych półek… Rezultat się okazał zupełnie zadowalający smakowo, natomiast wygląd pozostawiał wiele do życzenia. Może gdybym cierpliwości miała więcej i jakieś foremki wymyślone wcześniej to wyszłoby co innego. Wylałam masę na dwa półmiski i po wystygnięciu  po odrobince brałam do ust, i tak jeszcze trochę, i jeszcze trochę… oderwać się trudno było…  Powiem Wam tylko, że w smaku normalne sklepowe krówki, jedynie tylko trochę cukru się nie rozpłynęło dokładnie i chrupał w zębach, niczego zresztą smakowi nie ujmując 😁 W każdym razie kto ma życzenie może spróbować wykonania domowych krówek we własnym zakresie.

Na zewnątrz  śnieg, mróz, zimno, którego nie znosi  mój organizm. Na szczęście w Domku cieplutko, milutko mimo oszczędności energii elektrycznej.  W tym momencie cieszę się, że nie przyszło mi żyć w Italii, bo kiedy czytam np. na blogu Luci jak wygląda tam okres zimowy to mam dreszcze na samą myśl – https://pozagranicamipolskialenietylko.home.blog/

W związku z obecną porą roku przypomniało mi się, że nie pokazałam żadnego cudeńka z tych, które dostałam od Magdy – https://pomiedzypatrzeawidze.home.blog/  Magda ma złote ręce i naprawdę nie wiem jak ona to robi, że tworzy maleńkie dzieła sztuki na użytek codzienny oraz okazjonalny. Domki ze zdjęć są wypełnione goździkami i dlatego nie wyjmowałam ich jeszcze z folii, żeby zapach nie ulatniał się przed świętami. Inne śliczności użyję do dekoracji mojego kochanego, cieplutkiego Domku za co się jeszcze oczywiście nie zabrałam, ale już zaczęłam o tym myśleć do czego mnie Calineczka zmobilizowała spędzając weekend z nami.

… ozdoby zawisną na świątecznych firaneczkach łącznie z tymi, które dostałam w zeszłym roku…

Z zeszłego roku śliczności Magdusine  są tu – http://annapisze.art/?p=6093

Ta przecudna ozdoba, serduszko, które zamieszkało na kuchennej szafce by ozdobić moje ulubione pomieszczenie, też jest dziełem czarodziejskich rąk Magdy 🙂

Z Calineczką piekłyśmy pierniczki. Kupiłam w Biedronce gotową piernikową mieszankę i pisaki do zdobienia. Trochę czasu nam to zajęło, a mojej najmłodszej wnusi czas trzeba zajmować intensywnie, w przeciwnym wypadku energia ją rozpiera i różne mogą być tego skutki 😀 Trochę się niektóre pierniczki przypaliły, pisaki nie działały jak trzeba, lecz to był pierwszy raz i następne z pewnością wyjdą idealne (mimo mankamentów już zniknęły). O ile samo przygotowywanie Calineczce czas i myśli zajmowało, o tyle jedzenie pierniczków nie leżało w sferze jej zainteresowań 😁 Tradycyjnie tylko makaron z czekoladą wchodził do Calineczkowego brzuszka po konsultacji z jej mózgiem, żeby nie było zbyt łatwo 😀😀 😀 Mianowicie pytała swojego mózgu co miałby ochotę zjeść, a odpowiedź od mózgu była jednoznaczna 😁😁😁 Nowością zaskakującą dla babci była chęć zjedzenia kanapki z miodem, co babcia spełniła natychmiast, aby tylko się Szkrabusia nie rozmyśliła 😁 Śnieg przyszedł z pomocą w niedzielę, ponieważ podczas spaceru z psiepsiołkami trochę się zmęczyła biegając po śniegu, skacząc, goniąc pieski na czworakach oraz inne cuda wyczyniając 😀

Z psiepsiołkami byliśmy na badaniach, wyniki niby dobre, ale staruszek Skituś ma już problem z tylnymi łapkami, słabe są i trudno mu czasem utrzymać równowagę. Szilunię zaś chyba stawy bolą i czasem zapiszczy zupełnie jak ja kiedy mi dokuczają… Wera się śmieje, że jedzie na geriatrię kiedy się do nas wybiera… W każdym razie jeszcze im się mordeczki uśmiechają, apetyt mają i niech tak zostanie jak najdłużej 💗

Dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa. Życzę dobrego tygodnia i niech wszystkim Mikołaj przyniesie  dziś coś miłego, choćby uśmiech życzliwej duszyczki 💗💗💗

🎅🤶⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐⭐🤶🎅

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 28 komentarzy

Baba myśli 😀🍀

🍀😀🍀

Usiadła Baba na łóżka krawędzi.

Ojej – jęknęła – coś mnie głowa swędzi!

Jakim prawem? Cóż jest to?

Czy to może samo zło?

Nie chodzę do przedszkola ani szkoły,

już za  mną miniony jest ten czas wesoły,

więc nie przyniosłam żadnych żyjątek

i nie mógł się zdarzyć ni jeden wyjątek,

poza tym farbę na włosy kładłam,

farba by każde żyjątko zjadła.

Cóż zatem z rana po głowie mi chodzi?

Baba zmartwiona w głowę zachodzi.

  • – Co mam dziś zrobić?  Najpierw zakupy,

potem zaś pranie zebrać do kupy,

żelazko włączyć i wyprasować,

następnie obiad mam ugotować,

zaraz na łąkę wyjść z pieseczkami,

jeszcze pudełko wyjąć z lekami,

Sziluni tabletkę  na tarczycę

dać przed spacerkiem. Ja pierniczę!

Nie wyjęłam zamrożonej ryby!

Cóż, obiad inny będzie, wcale nie na niby.

Wiem, z makaronem zrobię sos grzybowy

i obiad prędziutko będzie dziś gotowy.

Znowu się Baba po głowie drapie,

myśli i myśli, z wysiłku sapie.

  • – Ogródkowe rzeczy czas schować na zimę,

już się nie przydadzą ani odrobinę,

niech w spokoju czekają do wiosny,

aż czas się znów stanie cieplutki, radosny.

Zimno już, ciepełka, spoczynku potrzeba

gdy białe płatki spadają nam z nieba.

Swoją drogą one mi wcale niepotrzebne,

niech sobie ćwiczą podróże podniebne

byle ode mnie jak najdalej były,

tylko gdym dzieckiem była one mnie cieszyły,

teraz zaś tylko przynoszą chlapę

i Skitek  ciągle mokry włazi na kanapę.

– O właśnie! Baba palnęła się w czoło.

– Pora prezentów szukać, by było wesoło

gdy wnusie przyjadą do nas w odwiedziny,

toż dziś wcześniej wstałam z tej właśnie przyczyny!

Oho, słyszę stukot. Babina się budzi.

Cóż, nie mam wyjścia, idę, bo ubrudzi

kuchnię całą jeśli nie będę tam stała

pilnując, by Babina nie narozrabiała.

To przecież dopiero początek dnia

A Baba tyle na głowie ma!

Nic więc dziwnego, że głowa swędzi

dopóki Baba myśli nie przepędzi

takich co przeszkadzają, spokoju nie dają,

i złapać luzu nie pozwalają.

  • Ale nic to! – Baba ręką machnęła,

z łóżka krawędzi zwinnie się zsunęła,

szybka toaleta, włosy rozczesane,

chociaż nocką ciemną bardzo potargane.

Hop w spodnie! Koszulka, jeszcze kamizelka,

bo przez okno widać, że zadyma wielka

i zima się wciska w każdziutką szczelinę,

a Baba przegonić chce najszybciej zimę,

by cieplutko, milutko zawsze w Domku było,

by w Domeczku każdą chwilę spędzało się miło.

Tyle myśli tej Babie wciąż chodzi po głowie

i dlatego swędzi. Ktoś jej coś podpowie?

Nie myśl Babo tyle, rób swoje i basta.

Pomyśl o tym co miłe, nie jedź dziś do miasta,

poczekaj na miłą, przyjemną pogodę,

powiedz sobie – Nic nie muszę ale wszystko mogę.

Odpocznij, uśmiech poślij do lusterka,

uśmiechnij się do Baby co z niego tu zerka,

polub ją chociaż trochę, to  twa przyjaciółka

najlepsza na świecie, co niczym jaskółka

krąży wokół ciebie chętna do pomocy

o każdej dnia porze i także po nocy.

AZ 27.XI.2023

By Babę wspomóc przyjaciółka z lusterka napisała Babie kilka karteczek, które się zmieniają co czas jakiś, aktualnie wiszą takie:

ZRÓB PIERWSZY KROK TU I TERAZ, A DROGA ZACZNIE SIĘ UKŁADAĆ  ŁATWO I SPOKOJNIE

🍀🍀🍀

WYBACZAM, JESTEM WYROZUMIAŁA I PEŁNA WSPÓŁCZUCIA. PRZYSTOSOWUJĘ SIĘ, PODDAJĘ SIĘ ZMIANOM, Z ŁATWOŚCIĄ RUSZAM DO PRZODU. WSZYSTKO DZIEJE SIĘ DOBRZE W MOIM ŚWIECIE

🍀🍀🍀

UWALNIAM SIĘ OD ODPOWIEDZIALNOŚCI ZA RZECZY, NA KTÓRE NIE MAM WPŁYWU

🍀🍀🍀

POZBĄDŹ SIĘ RZECZY OBNIŻAJĄCYCH ENERGIĘ

🍀🍀🍀

BĄDŹ JAK KSIĘGOWY, CHCESZ SPEŁNIAĆ MARZENIA – NIE FANTAZJUJ LECZ PLANUJ

🍀🍀🍀

SZYBKO I Z ŁATWOŚCIĄ UWALNIAM SIĘ OD TEGO CO STARE I Z RADOŚCIĄ WITAM NOWE. ODDALAM I UNIEWAŻNIAM PRZESZŁOŚĆ. MYŚLĘ PRZEJRZYŚCIE, ŻYJĘ TERAŹNIEJSZOŚCIĄ W SPOKOJU I RADOŚCI. KOCHAM I AKCEPTUJĘ SIEBIE. ROBIĘ WSZYSTKO NAJLEPIEJ JAK UMIEM. JESTEM SPOKOJNA I RADOSNA.

🍀🍀🍀

Dziękuję za odwiedziny i pozostawione słowa. Życzę szczęśliwego tygodnia, niech  przyniesie same prawdziwie  dobre zmiany każdej i każdemu, kto tylko zajrzy do mojego kącika i przeczyta moje dyrdymałki 💗🍀😀🌞

 

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie, wierszydełka | 24 komentarze

Pierwsza chlapa… 😟

Już minęła połowa listopada jak zwykle nie wiem kiedy i jak. Co zrobiłam przez ten czas? Na pewno bardzo się starałam, żeby nie przeciekał mi przez palce jak do tej pory (miałam wrażenie, że tak robi). Zaczęłam zapisywać co chcę (albo muszę) wykonać następnego dnia lub w najbliższej przyszłości. W celu ograniczenia karteczek, którymi się obkładałam poprzednio (czyli całe życie), wyciągnęłam stare – napoczęte 😉 – notesy i w jednym notuję tematy do bloga jakie mi się akurat przypomną, w drugim milion rzeczy, które powinnam wykonać. Jednocześnie likwiduję kolejne sterty papierków, zapisków, notatek i podobnych szpargałów (od dawna) co kontynuuję z coraz lepszym skutkiem 👍😀 Poza tym schowałam letnie bluzy, ogarnęłam przedpokój (wkurzał mnie niemożebnie jego wygląd) ponieważ kupiliśmy fajną szafkę na buty co pociągnęło za sobą moje ruszenie inwencją 😀 Butów w niej oczywiście nie ma, są psie akcesoria 🙂 Przy okazji poprzekładałam rzeczy z jednych pólek na inne, wykorzystałam na drobiazgi pudełeczka po chusteczkach, torebki prezentowe, opakowanie po szklankach. Świetnie się tam mieszczą apaszki, rękawiczki, opaski. Nienawidzę żadnych czapek na głowie, jedynie opaski toleruję i kaptur. Nic nie poradzę, ten typ tak ma i już 🙂 Cieszy mnie zawsze wykorzystanie różnych przedmiotów po raz kolejny, choć normalnie wylądowałyby na śmietniku, tzn. akurat te w niebieskim worku na makulaturę. Tam trafią kiedy się zniszczą i zostaną zastąpione przez następne. Używam też tych pudełeczek na foliowe woreczki w kuchni. Co jeszcze? Myślę… myślę… wprowadziłam poranne picie soku pomidorowego, kupiłam olej z czarnuszki i zmuszam MS do łykania co czyni ze wstrętem, ale nie ma wyjścia 😂 i musi. Zrobiłam własnoręcznie pizzę na obiad, upiekłam drożdżówkę pierwszy raz po powrocie ze Szczawnicy. W tym wszystkim próbuję dojść do siebie czyli odzyskać kondycję, bo wirusisko bardzo sponiewierało mnie, a raczej moją ziemską powłokę. Ja się nie daję, ale ona, ta powłoka, nie chce mnie zbytnio słuchać lecz ja – jako uparty Byk – nie ustąpię i pomału się powłoka podnosi wracając do normy. Babcia D. dostarcza wrażeń codziennych i nocnych takoż, tak już musi być, tak się kręcić musi ten kołowrotek zdarzeń. W końcu życie to nie bajka tylko splot najprzeróżniejszych sytuacji, z których mamy wyciągać wnioski, uczyć się i odrabiać swoje lekcje…

Z pozostałych ugniecionych ziemniaków zrobiłam „takie coś” dodając cebulkę usmażoną, pieczarki, jajko na twardo (też plączące się w lodówce), jajko surowe, trochę bułki tartej, przyprawiłam i usmażyłam jak krokiety. Polałam sosem czosnkowym i dało się zjeść 🙂

… Ładnie i kolorowo …

… pizza z tuńczykiem. cebulą, pieczarkami i serem …

… babci D. tort urodzinowy …

Był pan od naprawy balkonowego okna, które babcia D. urwała, przyszedł Franek – bo dziś Dzień Czarnego Kota, to jak miał nie przyjść 😀

 

Zaczął padać śnieg z deszczem, pierwsza obrzydliwa chlapa w tej jesieni, brr, zaczyna się… oby do wiosny 🍀🌞🌹

Jeszcze o gołąbkach (już w sobotę rano kończę, czyli 18 listopada). W Silver tv zobaczyłam nowy sposób na przygotowanie kapusty do gołąbków. Mianowicie Beatka prowadząca włożyła kapustę – po wycięciu głąba – w woreczek do pieczenia i upiekła w piekarniku zamiast gotować i potem mordować się z mokrymi, gorącymi liśćmi. Gołąbki lubię jeść ale nie lubię robić. Ten sposób wydał mi się atrakcyjny, a ponieważ kapustę akurat miałam w domu, niezwłocznie przystąpiłam do działania. Upiekłam, owszem, ale za chorobę jasną nie mogłam pooddzielać porządnie liści, wszystkie mi się porwały! Poszłam więc po rozum do głowy, dobrze, że jeszcze chwilami tam bywa, hi hi 😀 Wyciągnęłam szklane żaroodporne naczynie i warstwami ułożyłam te poszarpane liście  na przemian z nadzieniem. Nadzieniem był ugotowany ryż, usmażone pieczarki, takież grzybki shimeji oraz cebulka usmażona w dużej ilości i przyprawy. Włożyłam do piekarnika, polałam  sosem pomidorowym, nakryłam folią (którą zdjęłam pod koniec) i było to coś pysznego. Nigdy więcej nie będę się męczyć robiąc tradycyjne gołąbki 👍  Kolejna kapusta  już kupiona 😀

Buro za oknem, białawo chwilami, błoto okropne i Skitusia starusia już ubrałam w płaszczyk przed wyjściem, żeby dziadunio nie zmarzł za bardzo i nie zmókł.  Nie chcę takiej pogody, ale czy mam inne wyjście jak przeczekać? Staram się nie przejmować rzeczami, na które nie mam wpływu… ale zła jestem dalej 😬 Żeby sobie humor poprawić zrobię kawę z goździkami, uwielbiam ostatnio i polecam wypróbować. Pozdrawiam i mnóstwo dobrej energii na przekór pogodzie życzę 🌞🌞🌞💗

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Kuchennie i smacznie, Myślę sobie | 27 komentarzy

Tęcza 3 listopada

Tak było 3 listopada, wtedy zdjęcia tęczy zrobiłam wczesnym rankiem.

🌞🌞🌞

Słońce jeszcze spało,

ciemno wokół było,

Baba się zerwała,

coś ją obudziło.

🌞

Po cichutku z łóżka

hyc! wprost na podłogę.

Przecież mego Chłopa

Obudzić nie mogę.

🌞

On po nocach nie śpi,

matki swej dogląda,

od tego niespania

nietęgo wygląda.

🌞

Zmęczony bidulek

niechaj pośpi sobie,

tymczasem po cichu

ja chatę obrobię.

🌞

Tak Baba szeptała.

Zeszła po schodeczkach

 myśląc o spacerze,

o swoich pieseczkach.

🌞

A tu niespodzianka!

Na fotelu kotek

zwinięty w kłębuszek

niby wełny motek.

🌞

No tak, zimno jest już

na polu (w Krakowie

nie na dworze przecież

każdy się wypowie).

🌞

Zwierzakom „wsio ryba”:

„na polu”, „na dworze”,

dla nich wszak się liczy

spanie o tej porze

🌞

na suchym posłaniu,

w cieplutkim koszyczku,

smak pysznego jadła

czuty na języczku.

🌞

Baba dała leki,

wzięła w ręce szelki.

Chodźcie moje skarby

czas na spacer wielki.

🌞

Smycze są przypięte,

klucze w zamku wiszą,

psiepsiołki kochane

już na smaczki liczą.

🌞

A w lasku cudownie!

Polska złota jesień

choć to już listopad,

a nie ciepły wrzesień.

AZ 3.11.2023

🌞🌞🌞

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Piaseczno, wierszydełka | 22 komentarze

Za Tęczowy Most… 10.11.20023

Za Tęczowy Most odeszła dziś niespodziewanie Kira, sunia Królowej Marysieńki. Rano wyszła ze swoją pańcią, zjechała windą i padła na ziemię po wyjściu z windy. Pomoc sąsiedzka – jak to na Ursynowie – zjawiła się natychmiast, sunia została przewieziona do lecznicy… Niestety, była to jej ostatnia podróż… O tym, że odeszła, powiadomił mnie zapłakany Mały, zresztą wszyscy mieliśmy łzy w oczach. Miałam nadzieję, ze wyjdzie z tego, leżała pod kroplówką… już raz wyszła z bardzo ciężkiego stanu. Dosłownie wczoraj (miałam wizytę u okulisty w ursynowskim Mavicie) oboje z MS wyprzytulaliśmy sunię, wygłaskaliśmy jak zawsze… Okazało się, że ostatni raz…

Uwielbiała zabawy w liściach 💗

Teraz już  za Tęczowym Mostem biega razem z Tiną, Arią, Werą, Keitem, Rolfem, Browciem, Benem, Dropem, Astorkiem i całą sforą znajomych piesków …💗 One wszystkie mają swoje kąciki w sercach opiekunów, swojej rodziny, na zawsze 💗

💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗💗

Podziel się:
Zaszufladkowano do kategorii Myślę sobie | 20 komentarzy