„Opowieść Marianny” 8

Następnego dnia po południu Alfa okropnie ujadała na balkonie. Zawsze złościła się, gdy jakiś obcy pies wskoczył do jej ogródka i w ten sposób dawała wyraz swojemu niezadowoleniu. Wyjrzałam i zobaczyłam Gałgana machającego zawzięcie ogonem. Herberta nigdzie nie było widać.

– Skąd się tu wziąłeś? Gdzie zgubiłeś pana? – spytałam zagłuszana przez Alfę.

– Pana nie ma – krzyknęła Majka ze swego balkonu. – Poczekaj, przyjdę do ciebie.

Przyszła za chwilę i opowiadała.

– Późnym wieczorem otrzymał wiadomość, że musi wyjechać wcześnie rano. Mieli na niego czekać z biletem na lotnisku. W nocy mnie obudził przyprowadzając Gałgana. Tak się sumitował, tak przepraszał, aż się zeźliłam i objechałam porządnie. Mówię: twoja wina? Nie twoja więc nie zrzędź. Fruwaj stąd i daj mi spać. Kazał cię serdecznie przeprosić, nie wiem za co, i powiedzieć, że podtrzymuje swoją propozycję, ale realizacja po powrocie. Wy coś knujecie – spojrzała na mnie badawczo.

– Nie. Po prostu miał mi pokazać swoją dżunglę w mieszkaniu.

– Aha, to możesz tam ze mną iść kiedy pójdę podlać kwiatki. Nawet dobrze by było, bo gdybym nie mogła z jakichś powodów, ty pójdziesz.

– Coś ty, do cudzego domu?

– Głupia jesteś i tyle. Wiem, że Herbert ma do ciebie zaufanie. Nie musisz wiedzieć skąd wiem. Wiem i już. On byle kogo do siebie nie zaprasza, a ciebie zaprosił. Zresztą, co tam będę owijać w bawełnę, rozmawialiśmy o tobie nie jeden raz.

– No wiesz! Kto ci pozwolił? Nie życzę sobie, żeby ktokolwiek rozmawiał na mój temat – oburzyłam się.

– A nie życz sobie dalej. Nic ci do tego z kim rozmawiam we własnym domu. Mówię co chcę, jak chcę i o kim chcę, rozumiesz? – śmiała się Majka patrząc na moją minę. – Chciałabyś posłuchać co o tobie mówił? Ale skoro jesteś małpa, nie, przepraszam, zapomniałam, że ty jesteś koszmarna jędza, to ci nic nie powiem. Możesz się wściekać, a i tak nie powiem.

Herbert co kilka dni dzwonił do Majki pytając o Gałgana, o kwiatki też. Zdarzyło się to również kiedyś w mojej obecności i mogłam zamienić z nim kilka słów. Zupełnie nie wiem co się ze mną działo, bo na dźwięk telefonu robiło mi się słabo, serce zaczynało walić oszalałym rytmem, mroczki latały przed oczami a w głowie miałam pustkę.

Pewnego dnia Majka poszła do sklepu, mnie w tym czasie kazała warować przy aparacie. Zadzwonił. Usłyszałam głos Herberta tak wyraźnie jakby stał obok.

– Marianna? – wcale nie wydawał się być zdziwiony. – Byłem pewien, że cię dziś usłyszę. Śniłaś mi się. Wiesz co? Może mężczyzna nie powinien się przyznawać do czegoś takiego, ale na ucho ci powiem, że się za tobą stęskniłem.

Boże, czy ja to sobie wyobraziłam? Czy on to naprawdę powiedział?

– Marianna, jesteś tam, słyszysz?

– Słyszę.

– Czemu nic nie mówisz?

– Bo mnie zwyczajnie zatkało. Gałgan też za tobą tęskni.

– A ty?

– Co ja?

– No a ty…

– Troszeczkę…

W słuchawce odezwał się sygnał oznaczający przerwane połączenie. Troszeczkę? Gdybyś ty wiedział jak ja za tobą tęsknię! Dniem i nocą czuję cię i widzę obok siebie. Żyję dla ciebie, przez ciebie i dzięki tobie. Zwariowałam kompletnie. Opętało mnie to uczucie sama nie wiem kiedy. Kocham cie do obłędu, do szaleństwa, nie mogłabym już bez ciebie żyć. Uświadomiłam sobie po twoim wyjeździe, że będę na ciebie czekać sto, nawet tysiąc lat. Zawsze. Nie spojrzę na nikogo więcej, nikt mnie nie obchodzi. Jesteś jeden jedyny w całym wszechświecie! Ale przecież tego wszystkiego ci nie powiem. Może kiedyś, na pewno nie teraz przez telefon. O Boże, czy ja naprawdę straciłam rozum?!

Dzieciaki baraszkowały na podwórku z Abą, Alfą, Gałganem i Kuleczką. Tej ostatniej pozwoliłam wychodzić odkąd stwierdziłam, że o ile w domu nic sobie z Alfy nie robi, o tyle w ogródku nie opuszcza jej na krok i tylko przy niej czuje się bezpieczna. Z Gałganem, który mieszkając u Majki, stał się i naszym domownikiem, także się zaprzyjaźniła. Przed Abą jednak czuła respekt i chowała się za Alfą lub wskakiwała na balkon i stamtąd obserwowała co się dzieje. Do domu uciekała przezornie, gdy do Majki zwalała się cała „mafia”, czyli Dorota z Azą i chłopakami oraz Teresa z Maksem, przecudnym skrzyżowaniem owczarka niemieckiego z dogiem oraz swoimi synami, czyli Maćkiem i Kubą. Aza nie znosiła kotów i Dorota nie mogła z niej tego wykorzenić. Kuleczka instynktownie wyczuwała niebezpieczeństwo, chowała się do szafki w regale i wyłaziła dopiero wtedy, gdy goście opuścili mieszkanie. „Mafia” – będąc u Majki – wpadała i do mnie, szczególnie Dorota, z którą łączyło nas wielu wspólnych znajomych.

„Mafia” coś wymyślała, uzgadniała, kombinowała. Nie wiem co, bo cały czas chodziłam z głową w chmurach, odurzona świeżo odkrytym uczuciem. Zdawałam sobie sprawę, że prędzej czy później będę zmuszona powrócić do rzeczywistości, lecz odsuwałam to w bliżej nieokreśloną przyszłość.

W pracy tymczasem sytuacja zaczęła się komplikować. Głównego szefa nie było, wyjechał służbowo do Francji. Podobno był informowany o problemach firmy, ale myślę, że – tak jak wielu innych przed nim – mało go to obchodziło. Na pewno wspaniale spędzał czas i nie troszczył się o resztę

-Marianno, on nam nie pozwoli zrobić krzywdy – uspokajała Małgosia. – Jest wspaniały, niepodobny do swoich poprzedników. Z twojej pracy naprawdę jest zadowolony. Powiedział, że to jak w dowcipie o czterech pancernych: gdybyśmy mieli drugi taki czołg jak Rudy, to byśmy sobie sami tę wojnę wygrali.

– No tak, ładnie, jeszcze mnie do czołgu będzie porównywał! Może do kolubryny! – byłam bojowo nastawiona, ponieważ nastroje większości przyjaciół były minorowe.

– Nie widziałaś dotąd u nas na stanowisku szefa kogoś takiego jak on, więc nie gadaj – broniła Małgosia zwierzchnika. – Powiedział, że nie da zrobić krzywdy wartościowym ludziom i ja mu wierzę.

– Srali muszki będzie wiosna – bardzo brzydko odpowiedziałam koleżance, które wymownie popukała się palcem w czoło.

– Zachowujesz się jak typowa stara panna – podsumowała i uwolniła mnie od swego towarzystwa.

Wiele osób odchodziło, czując zagrożenie szukali innej pracy.

– Szczury uciekają – stwierdził Pawełek. – Ja się stąd nie ruszę. Jestem tu od tylu lat, że mnie spychaczem ani dźwigiem stąd nie ruszą. Ja już mam tysiąc pomysłów, tylko czekam z nimi na szefa. A szczury niech uciekają, będzie nam lżej.

6.04.2017

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Opowieść Marianny, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *