„Po co wróciłaś…” 14

Upłynęło kilka dni zanim sprzęty z piwnicy Sergiusza zostały przewiezione, doprowadzone do stanu używalności i ustawione w pokoiku dziewczynek. Najpierw znalazły się w przedpokoju razem z ławą i biurkiem Doroty. Potem stopniowo, po jednej sztuce przenosiły się do ogródka gdzie były czyszczone, bejcowane, malowane i gdy uzyskiwały wygląd całkiem nowych mebli, udawały się na miejsce przeznaczenia.

Ciągle ktoś przychodził oferując pomoc. Bronek jeździł z Sergiuszem po meble, pomagał wynosić je z piwnicy, ładować do samochodu i wnosić do mieszkania. Marcin, który zostawił Magdę z dziećmi na wsi i wrócił do domu, bo mu się urlop skończył – ustawiał sprzęty w ogródku, czyścił i malował. Michał i Jurand zdobyli bejcę w kolorze, który Aldona sobie wymarzyła lecz nigdzie nie mogła dostać. Danusia przyniosła poduszki na fotele dziewczynek i uszyła firaneczki. Zresztą każda z sąsiadek przyniosła jakiś drobiazg na szczęście. Najwięcej szumu robiły oczywiście Teresa z Dorotą, obie razem i każda z osobna, które przychodziły  najczęściej podczas wieczornego  spaceru z psami. Aldona była wtedy nieprzytomna ze zmęczenia a Sergiusz żegnał się i jechał do domu.

Aldona obserwowała Sergiusza, jego zachowanie, stosunek do innych ludzi, dzieci, zwierząt. Zauważyła, że jest rozsądny i praktyczny, nie znosi marnowania czasu ani jakichkolwiek dóbr materialnych. Potrafi natomiast wykorzystać i zagospodarować wszystko „do ostatniej okruszynki”. Wykonuje to, co ma zaplanowane, zaś jest autentycznie zmartwiony i nieszczęśliwy kiedy coś wejdzie mu w paradę i przeszkodzi w realizacji planu. Wybraną drogą kroczy konsekwentnie, nie zbacza aby łatwiejszym sposobem dojść do celu. Jeśli coś robi – to dokładnie, precyzyjnie, perfekcyjnie wręcz.

Sergiusz również przyglądał się Aldonie. Podziwiał ją za pogodę ducha i uśmiech, za to, że potrafiła zmęczenie i zniechęcenie zostawić w ogródku, jakby czerpała siłę z obcowania z kwiatami i krzewami. Zauważył, że jak on sam, nie lubi szybkich rozstrzygnięć i gwałtownych posunięć lecz woli mieć wszystko zaplanowane. Nie czuje się najlepiej będąc czymś zaskoczona i zmuszona do improwizacji. I tak jak on – nie znosi bezczynności, bezsensownego gadania i jałowych dyskusji. Uważa to za niepotrzebne marnowanie czasu i energii, natomiast uwielbia słuchać dyskusji na ciekawe tematy, przebywać w towarzystwie ludzi, których uważa za mądrzejszych od siebie i pogłębiać wiedzę z interesujących ją dziedzin.

Podczas wspólnych prac często ich ręce spotykały się, oczywiście przypadkiem i z konieczności. Sergiusz obejmował Doniczkę ramieniem tłumacząc coś czy pokazując, brał w objęcia pod pretekstem pomocy przy zejściu z krzesła czy stołu, na który się wspinała, żeby na przykład poprawić lampę wiszącą pod sufitem. Ona zaś nieraz rzucała mu się na szyję z radości  czy całowała w policzek dziękując za pomalowanie szafki czy powieszenie półek.

Wreszcie pokoik był gotowy na przyjęcie młodych lokatorek. Pod oknem stanęło duże biurko a prostopadle do niego, po ścianą, drugie. W ten sposób obie dziewczynki zyskały własne miejsca do nauki i odrabiania lekcji. Obok okna, na komódce z szufladkami, postawili telewizor zafundowany wnuczkom przez teściów Aldony. Za drzwiami, w dużej szafie, zmieściły się ubrania dziewczynek, na stojącej półeczce – mnóstwo maskotek, zabawek i gier. Na wprost drzwi ścianę zajmowały dwa duże rozkładane fotele i ława. Po prawej stronie stanęła niewysoka półka zapełniona książkami. Na podłodze leżał dywan w czerwone, złote i brązowe kwiaty, z którymi harmonizowała złota zasłonka. Na ścianach wisiało kilka półeczek różnej wielkości i kształtu, na nich stały pnące się w różnych kierunkach rośliny. Między nimi – niespodzianka od Doroty: dwa portreciki dziewczynek w białych ramkach rozjaśniające pokój. Obiecała jeszcze namalować Bibi.

Na zasadzie kontrastu pozostałe pomieszczenia czyli przedpokój, a zwłaszcza kuchnia, przedstawiały żałosny widok. Stół i taboreciki owszem były, ale resztę powierzchni zajmowały przyniesione z piwnicy skrzynki po jabłkach wypełnione talerzami, garnkami i innym dobytkiem.

– To jest koszmar – mówił krzywiąc się Sergiusz. – Na to w ogóle nie można patrzeć.

– No to nie patrz. Każe ci ktoś? Możesz się odwrócić tyłem, nie będziesz widział – poradziła Aldona. – A poza tym jesteś gościem i wcale nie musisz wchodzić do kuchni.

Gość jednak nie mógł nie patrzeć i myślał. Nie znosił wokół siebie rozgardiaszu i nieporządku, nie potrafił usiąść z założonymi rękami, kiedy było jeszcze coś do zrobienia.

– Sergiuszu, uśmiechnij się – powiedziała gospodyni. – Dzięki tobie oba pokoje wyglądają cudownie, w krótkim czasie zrobiłeś rzeczy niemożliwe.

Uśmiechnął się swoim pięknym uśmiechem, który sprawiał, że w świecie Aldony pojawiało się słońce nawet w pochmurny dzień. Wziął ją za rękę i zaprowadził do zagraconego przedpokoju.

– Może jednak przywieziemy od mojego sąsiada tę wielką, stara szafę? Mogę ją przerobić na dwie mniejsze a resztę miejsca zabudować i zakryć listewkami.

– Sergiuszu, przecież ty zamęczysz się na śmierć!

– Nie zamęczę się. A to i tak trzeba zrobić, sama nie dasz rady.

Jurand i Michał oczywiście chętnie pomogli. Szczególnie Jurandowi robota paliła się w rękach, ponieważ remontując i urządzając dom w Tenczynku nabrał wielkiej wprawy, posiadając jednocześnie wrodzone zdolności i zamiłowania do tego typu prac. Obaj z Sergiuszem byli podobni do siebie pod względem charakteru jak dwie krople wody. Nie było w tym nic w tym dziwnego, skoro obaj urodzili się pod znakiem Panny.

Dziewczynki miały wrócić lada dzień, toteż Aldona była szczęśliwa, cieszyła się z przygotowanej dla nich niespodzianki w postaci ślicznego pokoiku. Usiadła na pudełku pośrodku przedpokoju i zastanawiała się co teraz robić i za co się wziąć. Bibi ulokowała się obok i spała w najlepsze.

Sergiusz pojechał do ciotki po mamę i Monikę. Nie było go po raz pierwszy od jakiegoś czasu. Uświadomiła sobie, że nie będzie go przez dwa, może trzy dni i zrobiło jej się jakoś smutno i pusto. Siedziała myśląc jak do tego doszło, że zaczął odgrywać w jej życiu tak ważną rolę a bez niego wokół czai się szarość, nijakość i poczucie zagrożenia.

Nie ruszała się z pudełka. Rozmarzona, oczami wyobraźni widziała uśmiech, spojrzenie, ruchy, zgrabną sylwetkę. Wyglądał wspaniale zarówno w garniturze jak i w kraciastej koszuli wpuszczonej w dżinsy. Nie lubił chodzić w dresie z czego cieszyła się, ponieważ nie podobali jej się mężczyźni w takim stroju. Owszem, dres jest wygodnym odzieniem na działkę, do sprzątania ale najzgrabniejszy facet wygląda w nim jak ofiara kompanijna.

Wzięła Bibi na ręce, przytuliła i w wielkiej tajemnicy mówiła szeptem do uszka koteczki.

– Wiesz jaki on jest spokojny, czuły i delikatny? Każdy inny facet byłby nachalny i natrętny a on jest po prostu cudowny. Tobie, maleńka, mogę to powiedzieć: chyba się zakochałam, ale nie mrucz o tym nikomu, dobrze?

Drzwi otworzyły się, z impetem wpadła do środka Aza wciągając za sobą Dorotę. Za nią wpadł Maks, za Maksem wciągnięta została Teresa.

– Czemu siedzisz jak Skrzetuski na ruinach Rozłogów?

– Dlaczego wyłączyłaś domofon? – pytały jedna przez drugą.

Bibi z wrzaskiem wyrwała się z rąk Aldony i schowała w pokoju. Dorota przypięła smycz do rury na korytarzu, w ten sposób Aza mogła siedzieć tylko w przedpokoju i tylko przy drzwiach.

– Przyszłyśmy na inspekcję. Musimy sprawdzić co robisz gdy  nie ma Sergiusza – powiedziała Teresa.

– Mój drogi brat powiedział, że mamy się tobą zająć w czasie jego nieobecności.

Aldonie zrobiło się miękko na sercu. Myślał o niej. A ona bała się, że skoro tylko wyjedzie zaraz zapomni…

Obejrzały pokoik i były zachwycone.

– Chcesz mi wmówić, że to wszystko zrobił Sergiusz? – powątpiewająco pytała Dorota. – Do tej pory nie wykazywał aż takich chęci i zdolności. Cóż, widocznie nie miał motywacji. W pracy, owszem, wyżywał się ale do domu raczej nie lubił wracać dopóki była w nim Agata. Teraz zaś widzę jak gna tutaj w każdej wolnej chwili. Nawet kiedy jest zmęczony gęba nie przestaje mu się uśmiechać od ucha do ucha.

– A w ogóle jesteś wstrętna baba bez serca – wtrąciła Teresa. – Chłopak haruje jak dziki osioł a ty  go wieczorami wyganiasz do domu. Mogłabyś mu pościelić u dziewczynek i niechby się raz w życiu wyspał bez strachu, że rano nie usłyszy budzika i nie załatwi jakiejś sprawy.

– Właściwie… może masz i rację. Ale czy to wypada? Co powiedzieliby sąsiedzi? Zaraz powstałyby plotki – pokręciła głową Aldona starając się, by przyjaciółki nie wyczuły drżenia w jej głosie.

– Co? Na naszej klatce? – zdziwiła się Teresa.

– Ty masz zamiar do śmierci zastanawiać się co inni powiedzą? – spytała Dorota patrząc jej prosto w oczy. – Jeszcze nie dorosłaś?

Stukanie do drzwi, które się rozległo, miało taki sam skutek jak przejście trąby powietrznej przez przedpokój. Aza zaniosła się piskliwym ujadaniem przednimi łapami szarpiąc leżącą na podłodze słomianą matę i przysuwając ją do siebie. To naruszyło równowagę stykających się z nią kartonów. Jeden z nich podciął nogi niczego nie spodziewającej się Aldonie, przez co wpadła na pozostałe. Jak tonący brzytwy chwyciła się spódnicy Doroty, na skutek czego obie pogrążyły się w fantastycznej piramidzie pudeł i różnych innych nie mających jeszcze  stałego miejsca szpargałów. Teresa z zapartym tchem obserwowała wspaniałą scenę a w drzwiach – zaskoczona nieoczekiwaną sytuacją – stała Danusia nie mogąca wydobyć z siebie głosu i to przez dłuższą chwilę.

Pierwsza dała głos Teresa – a przypominał skrzyżowanie wycia kojota z rżeniem dorożkarskiej szkapy. Dołączyła do niej Danusia a wkrótce wszystkie cztery siedziały na podłodze wśród rozrzuconych pudeł i płakały ze śmiechu aż Marcin wyjrzał na korytarz myśląc, że to napad. Sporo czasu minęło zanim cztery damy podniosły się z podłogi i uspokoiły.

– Zrobię herbatę, a wy idźcie do pokoju i usiądźcie jak ludzie, w kuchni nie ma gdzie – powiedziała Aldona głosem ochrypłym ze śmiechu.

– Właśnie w tej sprawie do ciebie przyszłam – Danusia otrzepywała spódnicę z kociej sierści. – Bronek kupił nowe szafki do kuchni. Tłumaczyłam mu, że stare wcale jeszcze nie są takie stare i jeszcze w zupełnie dobrym stanie ale już zapłacił. Nie pozostało mi nic innego jak ucieszyć się i zdemolować kuchnię. Jutro je przywiezie a ja dzisiaj muszę się pozbyć starych. Przez całą drogę z pracy myślałam, żebyś przypadkiem nie kupiła szafek i wzięła sobie moje.

– A żebyś sto lat żyła – uściskała ją Teresa. – To się nazywa mieć szczęście.

– Co ty na, Doniczko? – klasnęła w ręce Dorota. – Natychmiast się bierzemy do roboty. Zaprowadzę tylko psicę do domu i zawołam Marcina.

Aldona nie posiadała się z radości. To rzeczywiście był cud. A kuchenne szafki są dowodem na to, że na świecie cuda się zdarzają. I takie przyjaciółki to też cud. Poza tym odczuwała ogromną przyjemność na myśl o minie jaką robi Sergiusz kiedy wejdzie i zobaczy urządzoną i wysprzątaną kuchnię.

Nie minęło wiele czasu a kuchenne meble opuściły trzecie piętro i zamieszkały na parterze. Ponieważ kuchnie były w całym bloku takie same, szafki od razu zostały powieszone na ścianie, w miejsce zabranych przez Teresę do nowego domu.

Marcin powiesiwszy szafki poszedł do siebie. Panie usiadły w ogródku w celu zażycia kąpieli powietrznej, odpoczynku oraz rozprostowania zmęczonych członków. Teresa sięgnęła do kieszeni.

– Muszę wam pokazać jaki wierszyk napisało dla mnie moje dziecko.

– Daj – wyciągnęła rękę Aldona. – Przeczytam.

Najpierw przeczytała po cichu, uśmiechnęła się i przeczytała głośno.

Gdy mamusia się uśmiechnie,

     wszystkie chmury idą precz,

     bo gdy Musia się uśmiechnie,

     wszyscy śmieją się, ja też.

– Przecież to twoje pismo, ty nieuku. Dlaczego zwalasz na dziecko? Napisałaś „chmóry”, przecież widzę! Taka stara a jeszcze robi byki. Wstyd.

– O przepraszam – oburzyła się matka poety. – Przepisałam zachowując pisownię oryginału zaś oryginał schowałam na wieczną rzeczy pamiątkę.

– Od razu przypomniała mi się „ślósaż” Rysiek od krat – wspomniała Dorota.

– Jaki ślusarz? Znam go? – dopytywała się Aldona.

– Nie znasz, bo nie chodzisz z psem na spacer. I nie ślusarz ale „ślósaż” a siedzi na blaszanym garażu przy Płaskowickiej.

– Czyście rozum straciły? Dlaczego ślusarz  miałby siedzieć na garażu?

– Chodź z nami dzisiaj na spacer, sama zobaczysz – zaproponowała Dorota. – Ale nie miej do mnie pretensji, jeśli potem nie będziesz wiedziała jak się pisze „ślusarz”. Ja mam z tym kłopot od czasu kiedy udało mi się odcyfrować napis na garażu, bo najpierw nie potrafiłam tego odczytać.

25.07.2017

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Po co wróciłaś Agato?, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *