Od plecaka się zaczęło

Przepakowałam niezbędnik, czyli akcesoria noszone w porze ciepłej w jasnym plecaczku, do plecaczka takiego samego, tylko w czarnym kolorze. Mam jeszcze zielony. Plecaczki rewelacyjne, jeśli chcą być torebkami to nimi są. Jeśli chcą być plecakami to też nimi są. A
kupione gdzie? No gdzie? 🙂  Dla ułatwienia dodam, że w miejsce zakupu iść można najdłuższą promenadą w Polsce, do tego wzdłuż potoku. Można przejść na drugą stronę jednym z nowych mostków-kładek, z których każdy ma swoja nazwę. Jest Most Flisaków, Most Zbójników, Most Zakochanych, Most Michała Słowika-Dzwona, a każdy pięknie udekorowany pelargoniami rosnącymi w skrzynkach zawieszonych na bocznych poręczach. Przynajmniej w tym roku tak było. Można przystanąć, oprzeć się  o poręcz i patrzeć w dół, na płynące w stronę Dunajca wody Grajcarka… Ups, wygadałam się 🙂 🙂 🙂  Już wszystko wiadomo, prawda? No właśnie, a  więc można patrzeć wszędzie, bo wszędzie jest pięknie. Po jednej stronie Grajcarka ciągnie się promenada, po drugiej – chodnik oraz ścieżka rowerowa. Obok chodnika ustawiono głazy dla upamiętnienia słynnych Polaków.


Przed oczami turysty nieustająco przesuwają się urokliwe obrazy. Muszę dodać, że najpiękniejsze zdjęcia znad Grajcarka mam ze Średnią, ale ona nie zgadza się na publikowanie, więc cóż, siła wyższa. Mogę jedynie obiecać, że zrobię nowe fotki podczas następnych odwiedzin mojego kochanego miasteczka.

 

Podczas naszych pierwszych pobytów na drugą stronę potoku można było przejść skacząc po kwadratowych kamieniach (pewnie obrobionych do pożądanego kształtu), których pozostałości widać na powyższej fotografii. Przyszła wielka woda, łagodny zwykle potoczek zbuntował się i z ogromną siłą uderzył w brzeg, zniszczył fragment ścieżki, odbił się od zbocza i dopiero wtedy pognał do Dunajca zabierając ze sobą owe kamienie służące do przejścia na drugą stronę. Co do niektórych się rozmyślał i rozrzucał gdzie miał chęć.  Po wyremontowaniu zniszczonej ścieżki, umocnieniu brzegów potoku metalową siatką, powstały kładki-mostki umożliwiające przechodzenie w kilku miejscach.

Mostu Flisaków tym razem nie sfotografowałam, jest to solidny, prawdziwy most, nie kładka jak tamte trzy. Pod nim Grajcarek spotyka się z Dunajcem. Lubię stać oparta o poręcz i patrzeć w dół, na spienioną wodę, ulegając wrażeniu, że to ja płynę a nie ona 🙂  Jeśli skręcę w prawo  – przejdę  w ulicę prowadzącą do Krościenka, a jeśli w lewo- dojdę  do Pienińskiego Parku Narodowego. Zanim wyruszę do PPN mogę pooglądać stoiska z pamiątkami, regionalne wyroby i właśnie tu kupiłam moje plecaczki, od których zaczęła się dzisiejsza wycieczka.

Tym sposobem dotarliśmy do Dunajca 🙂

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie, Szczawnica. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

14 odpowiedzi na Od plecaka się zaczęło

  1. Ewa pisze:

    Aaaa, tylu podróżników i odkrywców w jednym miejscu, szał. Szkoda, że wśród szacownego grona nie ma żadnej pani (Dzikowska? Wojciechowska?). A takich mostów to nie ma nawet w Wenecji 🙂 A wisieć na poręczach mostów i gapić się na wodę – bezcenne i uwielbiam. Całuski i przytulaski dla Rodzinki wraz z psiepsiółami.

    • anka pisze:

      Ewciu:-) Rodzina i psiepsioły dziękują i odwzajemniają się tym samym 🙂
      Fakt, nie ma żadnej kobiety! Nie zwróciłam na to wcześniej uwagi! Zbójników i Flisaków (mowa o mostach) to na pewno w Wenecji nie ma. Gdzie im tam do naszych zbójników, hej! W miejscu, gdzie Grajcarek wpada do Dunajca woda pachnie jak nad morzem. można się tak wpatrzeć w to wodne kłębowisko i całkiem zapomnieć o bożym świecie 🙂

  2. mokuren pisze:

    Podoba mi się ten Szlak podróżników i odkrywców. Kilka lat temu odkryłam 🙂 Kazimierza Nowaka i pamiętam, że jego historia poruszyła mnie niesamowicie.
    O, widzę, że w Szczawnicy też panuje zwyczaj zawieszania kłódek.
    Szkoda, że nie przywrócono tego przejścia po kamieniach. Bardzo takie lubię, choć zwykle gdzieś z tyłu głowy obawiam wpadnięcia do wody. W japońskich ogrodach często można spotkać takie przejścia.
    Też bardzo lubię plecaczki :))

    • anka pisze:

      Mokuren:-) Jak Ewa zauważyła, nie ma kobiet! Chyba w tej sprawie trzeba będzie gdzieś napisać. Może do „Z Doliny Grajcarka”?
      Zwyczaj zawieszania kłódek rozpowszechnił się po całym świecie. Ciekawa jestem ile przetrwało związków „zakłódkowanych” w zamyśle na całą wieczność.
      Przejść po kamieniach też mi szkoda, fajne były szczególnie dla dzieci, miały wielką frajdę z takiego przejścia na drugą stronę „rzeki”.
      Przyznam się, że torebek nie używam od lat, odkąd znalazłam te plecaki udające torebki w razie potrzeby. Od wielkiego dzwonu czasem wypada mieć torebkę, ale męczę się, przeszkadza mi. Nauczyłam się mieć swobodne obie ręce. Tak więc plecaczki górą 🙂

  3. Lucy pisze:

    A ja mam tylko 2 plecaki, ten mniejszy robi mi za torebke, a wiekszy, lubie brac w podróz, czyli np gdy jade pociagiem do kliniki, bo troche wiecej mi sie w niego miesci, jak np termokubek plus ksiazka.
    Poza tym, jak zwykle, minimalizm. Nie przeskocze i juz.

    • anka pisze:

      Lucy:-) Dopóki pracowałam nosiłam ze sobą tyle rzeczy – niby niezbędnych – że sama sobie się dziwię. Teraz ograniczyłam do minimum i dobrze mi z tym. Do chodzenia po Pieninach mam odrębny plecaczek (mały) z wyposażeniem koniecznym, żeby mieć wolne ręce coby kijek trzymać w jednej, a smycz w drugiej. I wtedy jest pełnia szczęścia 🙂

  4. fuscila pisze:

    Super spacer! Jeszcze kilkadziesiąt Twoich opowieści, i będę znała Szczawnicę jak własną kieszeń! ;-))))
    To pewnie później przyjdzie czas na sąsiednie okolice, co?
    Pozdrawianki! :-)))

    • anka pisze:

      Fusilko:-) I bardzo dobrze 🙂 Może kiedyś się wybierzesz w Pieniny i wiedza będzie jak znalazł. O samej Szczawnicy jeszcze będzie sporo, ale i na okolice przyjdzie czas. Szukałam zdjęć i trochę znalazłam. Serdeczności 🙂

  5. jotka pisze:

    Szczawnica nie może się znudzić…
    Halika udało mi się spotkać osobiście, w Empiku warszawskim, gdzie był z żoną na spotkaniu autorskim, a pani Elżbieta gościła kiedyś w Inowrocławiu na Festiwalu smaków, cudna kobieta!

    • anka pisze:

      Jotko:-) Nie może 🙂 W końcu jest Perłą Pienin, więc znudzić się nie może. Jest tak urokliwie położona, w takim pięknym miejscu, że nic się z nią równać nie może. Kiedyś pasjami w tv oglądałam programy Elżbiety Dzikowskiej i jej męża. Zresztą tak samo czytałam książki Arkadego Fiedlera. A z Budrewiczem wywiad zdążyła zrobić moja koleżanka… Tak więc niby postacie wielkie i – zdawałoby się – dalekie, ale okazuje się, że bliskie 🙂

  6. Stokrotka pisze:

    Pięknie Anko 🙂
    Tak jesteś zakochana w Szczawnicy jak ja w Kazimierzu Dolnym.
    Ale – też jak bywałam w Szczawnicy lubiłam spacerowac wzdłuż Grajcarka aż do Dunajca.
    Serdeczności pozostawiam.
    🙂

    • anka pisze:

      Stokrotko:-) Kocham to miasteczko. Jest – nawet tylko w myślach – moją odskocznią, ucieczką od problemów na chwilę w celu regeneracji organizmu, ostoją, takim refugium właściwie.
      Kazimierz – poza urokiem sobie właściwym – ma tę zaletę, że leży bliżej 🙂 Oglądam serial polsatowski głównie ze względu na piękne zdjęcia Kazimierza. Szczególnie te wykonane z drona pozwalają zobaczyć miasteczko z perspektywy ptaka…
      Pozdrawiam Cię serdecznie 🙂

  7. Mokka pisze:

    Jak to dobrze poczytać o polskim Grajcarku tu na obczyźnie. Samo słowo już swojsko brzmi i jest nie do przetłumaczenia. Okolice Szczawnicy są mi dobrze znane, więc rozumiem Twój zachwyt! Lubię wracać, tam gdzie byłam już! – chciałoby się zaśpiewać!
    Serdeczne pozdrowienia z Bożonarodzeniowych Jarmarków. Jest tu ich pełno!

    • anka pisze:

      Mokka:-) I żeby zaśpiewał ten, który śpiewał… Miałam szczęście być na jego koncercie właśnie w Szczawnicy na pl. Dietla. Był cudowny, jak zresztą zawsze i taki pozostanie w pamięci…
      Jeśli ktoś lubi Szczawnicę, to ja tego kogoś też 🙂 Dobrze trafić na bratnią duszę. Jeśli okolice dobrze znasz, to pewnie byłaś tam nie raz i nie dwa. Grajcarek sobie szumi i śmieje się z obcokrajowców próbujących wymówić niektóre polskie słowa, czasem jest to niemożliwe. I odwrotnie oczywiście, ja nie dam rady wymówić kilometrowej długości słów np. niemieckich 😉
      Bożonarodzeniowe Jarmarki tworzą świąteczny nastrój, prawda? Kiedy oglądam reportaże w tv – takie sprawiają na mnie wrażenie. Koło mojego domu na ulicy są już świąteczne dekoracje powieszone na latarniach i to tworzy miły nastrój 🙂
      Serdeczności posyłam na obczyznę, niech będzie bardziej swojsko 🙂

Skomentuj anka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *