„Po co wróciłaś…” 4

– Maksiu, gdzie jesteś? Dlaczego się nie odzywasz? Chodź do mnie – wołał Kubuś.

Maks zastrzygł uszami lecz nie ruszył się z miejsca. Kuba biegał po całym domu aż wreszcie wpadł na leżącego psa.

– Co ci jest? Brzuch cię boli czy co? – dopytywał się drapiąc ulubieńca za uchem.

Maksio nawet nie podniósł łba, uderzył jedynie kilka razy ogonem o podłogę na znak, że słyszy i znowu znieruchomiał. Nadszedł Maciek. Spojrzał na smutnego czworonożnego przyjaciela, na stertę pakunków i zrozumiał.

– Maksiu, teraz będziemy mieszkać tutaj. Tu będzie nasz dom, wiesz?

Na hasło „dom” Maks podniósł się i szczeknął wyczekująco.

– Źle mnie zrozumiałeś, tutaj będziemy mieszkać, tu, w tym domu. Zobaczysz, że ci się spodoba – tłumaczył głaszcząc wielki bury łeb. – Chodź, zobaczysz ile miejsca będziesz miał do biegania. Mnie też jest smutno opuszczać tamto mieszkanie ale Musia go nie sprzeda. Wynajmie tylko na jakiś czas, a potem będzie dla któregoś z nas, gdy dorośniemy.

Przy furtce rozległo się głośne, jazgotliwe ujadanie Aby. Skoczyła na furtkę, otworzyła ją i po chwili wszędzie było pełno czarnego potwora, kudłatego dlatego, że Majka nie miała kiedy ostrzyc swojej „prawie” sznaucerki. Biegała z parteru na piętro, z pięterka na poddasze i znów na parter, obiegła cały ogródek dookoła i wreszcie całym ciężarem runęła na Maksa zwalając psa z nóg. Na takie postępowanie musiał zareagować. Odłożył więc poważne rozmyślania na później i pobiegł za uciekającą sunią.

– Skąd cholera wiedziała, że to akurat ta chałupa, skoro wszystkie takie same – mówiła Majka witając się z Dziadkiem. – Ja nigdy nie wiem czy trzecia, czy czwarta a ona bezbłędnie trafiła, choć była tu tylko raz.

– A ty ile? – spytał Dziadek.

– Nie wiem, kilka. Ale ciągle się coś zmienia, albo płotu nie ma a był, albo segment pomalowany a nie był, albo ulica na nowo rozkopana, albo zakopana. Oszaleć można, nic dziwnego, że mi się ciągle myli.

– Z tego wniosek płynie tylko jeden: nie powinnaś się ruszać bez Aby bo zginiesz. I węchu nie masz takiego jak ona, żeby trafić – śmiał się przytulając córkę.

Majka przesunęła ręką po ciemnych włosach. Pierwszy raz od bardzo długiego czasu były dłuższe od zapałki. Teresa wymogła na siostrze przyrzeczenie, że nigdy więcej nie weźmie nożyczek do ręki i sama sobie nie będzie obcinać włosów. Jak już nie będzie mogła wytrzymać, może ewentualnie eksperymentować na Abie. A ona, jeśli już musi mieć krótkie to pójdzie do fryzjera albo pozwoli Teresie  zrobić „porządek na głowie”. Z pewnością nie zgodziłaby się na taki układ gdyby Dorota i Magda nie dały najświętszego słowa honoru, że jeśli znowu sama zrobi coś z włosami, one nocą wyrwą jej z ogródka wszystkie róże i piwonie. Na takie dictum nie miała odpowiedzi. Wiedziała, że na pewno dotrzymają słowa, toteż wyglądała zupełnie inaczej niż rok temu, bardzo ładnie, ze spadającą na czoło grzywką spod której patrzyły czarne oczy, w których siedział diabełek. Tak przynajmniej twierdził Grzegorz. Jemu bardzo podobała się nowa fryzura żony, której dość długo nie widział, ponieważ  w charakterze korespondenta swojej redakcji przebywał w Bonn. Wszyscy byli wiec zadowoleni, nawet Majka, choć nie chciała się do tego przyznać i gderała, swoim zwyczajem, że musi się przez te paskudne baby tak okrutnie męczyć.

– Wolałam, kiedy byliście w starym mieszkaniu – mówiła. – Wystarczyło wykręcić numer Magdy i nawet jak Teresy nie było w domu, mogłam zostawić wiadomość. Teraz jak głupia muszę lecieć taki kawał drogi.

– Czy to znaczy, że masz wiadomość do przekazania? – spytał ojciec.

– Ciotka, nie stękaj tak bardzo, bo przedtem miałaś dalej a teraz masz trochę bliżej – wtrącił się Maciek. – A w ogóle cały czas jęczysz, że jesteś gruba. Dobrze ci zrobi jak się przelecisz, mrozu nie ma.

– Ty zbóju! Jak się odzywasz do starej ciotki? Chcesz dostać w łepetynę?

– Musiałabyś wejść na krzesło, żeby dostać do mojego łba – podskakiwał z radości na jednej nodze Maciuś, który ostatnio przerósł nawet Dziadka. – A poza tym nijak się nie odzywam, powtarzam to, co sama ciągle mówisz – śmiał się patrząc na ciotkę z góry.

– Ha, hultaju! „Precz mi z drogi, bo na miazgę cię rozgniotę” – wyrecytowała tak grubym głosem, że Aba goniąca Maksa wyhamowała, stanęła w miejscu jak wryta i przyjrzała się swojej pani uważnie z pewnością rozważając problem: co za licho wydaje takie dziwne dźwięki.

– Nie zaskoczysz mnie – ucieszył się Maciek. – Niedawno byłem z chłopakami na „Zemście” i widziałem na  żywo Opanię, Holoubka, Pokorę i innych.

– Fiuu – gwizdnęła Majka, – to mi nowina! Ćwoki zaczęły się ukulturalniać. Coś podobnego.

– Ciotka, nie przezywaj!

– No już dobrze, przestańcie – uspokajał Dziadek. – Powiedz wreszcie jaką masz wiadomość.

– Siostrzyca dzwoniła z Krakowa, że przyjeżdżają w piątek, za tydzień.

– Tak myślałem. Czy wiesz co dziewczyny wymyśliły na ich powitanie?

– Skąd mam wiedzieć skoro od ostatniej burzy miałam nieczynny telefon? To cud, że akurat naprawili i Teresa mogła się dodzwonić. Poprzednio naprawiali miesiąc, naprawa w tydzień to prawie super-ekspres.

– Zaplanowały urządzenie tutaj powitalnego przyjęcia. Ma to być wesele i parapetówka jednocześnie, dopóki wszystkie przewiezione rzeczy są upchnięte w jednym pokoju a mebli jeszcze nie ma. Tym sposobem będzie dużo miejsca i mało sprzątania.

– A wiesz, że to nie jest taki głupi pomysł? Muszę z nimi pogadać, jakoś się podzielimy pracą.

– Zaraz na pewno przyjdą, umawiały się na dzisiaj. O, Helcia z Basią już są – powiedział spoglądając przez okno.

Pomarańczowy fiacik zaparkował obok ogrodzenia i wysiadły dwie rozgadane panie. Helcia uczesana w koczek, w szerokiej czerwonej spódnicy i białej bawełnianej bluzce, uśmiechnięta jak zawsze od ucha do ucha  pierwsza otworzyła furtkę.

– Żałuj Andrzejku, że nie pojechałeś dzisiaj z nami na działkę – wołała już od wejścia.- Jak tam cudnie, jak wszystko już kwitnie, rośnie, pachnie, nie masz pojęcia. Zobacz, opaliłyśmy się, cały wczorajszy dzień spędziłyśmy na powietrzu i jeszcze dziś do południa.

– Żałuję Helenko, oczywiście, że żałuję. Nie widać tego po mnie? Ale przecież Brysie chodzą do szkoły i  musiałem być tutaj.

– Teraz ja będę z nimi a tobie daję wychodne –  uśmiechnęła się pani Basia. – I tak Helence na razie w niczym nie pomogę. Bez litości goniła mnie do pracy i teraz czuję wszystkie kości.

– Nic nie szkodzi, miałaś okazję opalić się i wyglądasz niczym gwiazda filmowa – broniła się Helcia.

Istotnie, opalenizna ładnie kontrastowała z jasnymi włosami podpiętymi do góry dwoma grzebieniami, z białymi spodniami i kolorową koszulą zawiązaną z przodu na węzeł.

Helcia wyściskała Majkę, przez Abę została zmuszona do zajęcia się jej czarną „osobą”. Z drugiej strony Maksio trącał ją nosem przypominając, że on też lubi pieszczoty.

– Ach wy kochane mordulki – głaskała obie „przytulanki”. – Wiesz Basiu, ja przez całe życie bałam się psów  i przestałam dopiero dzięki Maksowi.

– Wejdźcie dziewczyny do środka. Stoicie w słońcu a ja mam już dość upału. Ale nie mam dość waszego towarzystwa i to jest sytuacja bez wyjścia – powiedział Dziadek.

– Jest wyjście, albo raczej: wejście – pani Basia wzięła go pod rękę. – W domu jest chłodno i przyjemnie. Zaczekamy wewnątrz na pozostałe panie.

– Andrzejku – przymilała się Helcia, – a nie masz czegoś chłodnego do picia?

– Drinka ci nie zrobię, bo jesteś samochodem.

– Ciocia, ty jesteś samochodem? – wyskoczył zza drzwi Kubuś. – A ja myślałem, że człowiekiem!

– Nie łap mnie za słówka bo ja cię też złapię – pogroził żartobliwie palcem wnukowi.

– O, babunia – Marek rzucił się pani Basi na szyję.

– Jak w szkole? – spytała uściskawszy chłopca, bo wycałować się już nie dał.

– W porządku, już odrobiliśmy lekcje. Czy wiesz, że tata wraca w piątek? A my przygotowujemy niespodziankę.

– Oby tylko ta niespodzianka pół Ursynowa nie wysadziła w powietrze – skomentowała Helcia.

– Nie bój się ciociu, aż tak głośna nie będzie – uspokajał Maciek zbliżając się do zebranych i znacząco mrugając do chłopaków.

Psy zerwały się z podłogi i popędziły w stronę furtki. Aba obwieszczając całemu światu, że się zbliża, Maks w milczeniu.

– Co to, jakaś wycieczka? – zdziwiła się Majka. – Na chodniku aż gęsto.

Nie mogło być inaczej skoro w jednym miejscu pojawiła się Dorota z Azą, Kajtusiem, Jędrkiem i Michałem, Magda z Justyną i Filipem, Aldona z dziewczynkami i Sergiusz, który już z daleka wołał.

– Proszę na mnie nie krzyczeć, to te baby robią tyle zgiełku, nie ja.

– No wiesz, ładnie mnie potraktowałeś – obruszył się Michał. – Wyraźnie zaliczyłeś mnie do bab.

– Ojej, nie czepiaj się drobiazgów. Dokładnie cię oplotły te baby, dzieci, psy i straciłem cię z oczu.

– Boś je wlepił tylko w jedną babę, świata bożego poza nią nie widzisz – odciął się Michał.

– Co ty tam wiesz…

– Nie wiem ale widzę.

– Więcej to już was nie było? – niezwykle gościnnie odezwała się Majka. – Zachowujecie się jak stado małp.

– Z plemienia Bandar Log – dodał Maciek przezornie chowając się za szerokie plecy Dziadka i dając po chwili drapaka na widok Doroty ruszającej w jego kierunku i wykonującej rękami ruch naśladujący ukręcanie głowy.

– Jeszcze mi tu kogoś brakuje do kompletu. Gdzie Nowicki, znaczy Marcin? – spytała Majka.

– Nie mógł przyjść. Znalazłam mu nową pracę i pojechał do klienta – wyjaśniła Magda.

– Do jakiego klienta?

– A bo ja wiem? Przecież go nie widziałam. Pewnie do grubego, miał być masaż odchudzający.

– Prędzej do bogatego – sprostowała Aldona. – Biedny nie zamawiałby masażysty do domu.

– A od kiedy Marcin jest masażystą? – zdziwiła się Majka.

– Od kiedy ukończył kurs i odbył praktyki – wzruszyła Magda ramionami. – Czemu się głupio pytasz?

– Wiecie co? – wtrąciła Dorota, – wasza rozmowa na pewno nie przewyższa poziomem rozmowy obu suczek.

Aba i Aza stały naprzeciw przyglądając się sobie spode łba. Wiedziały, że muszą być grzeczne, ale żadna z własnej i nieprzymuszonej woli nie chciała zejść z drogi rywalce. Majka i Dorota musiały swoje pupilki odprowadzić na bok i w ten sposób sytuacja została opanowana bez rozlewu krwi.

Dzieci rozbiegły się  po całym domu a dorośli usiedli w największym pokoju, kto na czym mógł: na leżakach, krzesełkach turystycznych, na skrzynce po jabłkach, na wiaderku przewróconym do góry dnem, na parapecie i rozpoczęli naradę wojenną.

Tymczasem dzieciaki bawiły się w chowanego kryjąc się w ogródku i we wszystkich nadających się do tego celu zakamarkach domu. Pokoje były prawie puste, więc znalezienie kryjówki wymagało nie lada wysiłku.

Justysia, Alinka i Halinka nie uczestniczyły w zabawie. Justyna jako dwunastoletnia dama, nie miała w tej chwili ochoty niańczyć sześcioletniego Kajtusia. Wolała opowiadać bliźniaczkom oglądany wieczorem film „Dirty dancing” z Patrickiem Sweezy`m w roli głównej. Zasłuchane dziewczynki, wpatrzone w starszą o dwa lata koleżankę obdarzoną przez naturę darem opowiadania, śliczną buzią i gęstymi, długimi ciemnoblond włosami luźno opadającymi na plecy, nie dostrzegły skradającego się Maćka. Siedziały na piętrze, w jedynym pokoju, w którym można było nie tylko usiąść ale nawet się położyć, bo tutaj tymczasowo stały przewiezione ze starego mieszkania dwa tapczany i wersalka.

Maciek chciał się przyłączyć do dziewczynek, nie wiedział jednak jak to zrobić „z honorem”. Tak się złożyło, że bardzo lubił przebywać w towarzystwie Halinki. Często zapominał, że to „baba” i w dodatku młodsza o trzy lata. Nie przyznałby się do tego za żadne skarby świata, o nie. Teraz szukał pretekstu, żeby dołączyć do dziewcząt, ale czyż można spokojnie żyć mając takiego brata jak Kuba?

Kubuś wypatrzył Maćka i skradał się za nim trzymając w ręce pistolet na kapiszony. Gdy starszy brat stanął w drzwiach pokoju – strzelił. Huk, zwielokrotniony przez echo biegnące od jednej pustej ściany do drugiej, poderwał wszystkich na równe nogi.

– Co to było? – krzyknęła przerażona Helcia.

– Nic – oświadczył spokojnie Kuba. – To tylko Maćkowi pękła gumka w majtkach.

27.06.2017

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Po co wróciłaś Agato?, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

2 odpowiedzi na „Po co wróciłaś…” 4

  1. Mysza w sieci pisze:

    Nie ma to jak kochany braciszek 😉

  2. anka pisze:

    Myszko:-) Kochana moja, dzięki temu, że zajrzałaś i ja sobie przypomniałam ten fragment i moje pociechy – w wieku odpowiednim – stanęły mi przed oczami. Niektóre „odzywki” są autentyczne, zapisane i uwiecznione 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *