„Widocznie tak miało być” – 6

Będąc pod wrażeniem spotkania z Sergiuszem Aldona zapomniała o całym świecie. Po głowie tłukła jej się jedna myśl: on wygląda potwornie, jak ciężko chory człowiek i trzeba go ratować.

Pogoda była obrzydliwa. Padał deszcz ze śniegiem, na ulicy tworzyło się błoto. Idąc do autobusu Aldona przemoczyła buty lecz nie czuła zimna. Myślała o Sergiuszu. Co robić? Nagle doznała olśnienia. Wpadnie do domu, zmieni obuwie, weźmie pieniądze i pójdzie na Belgradzką do Pewexu, można tam kupować również za złotówki. Kupi jakieś rewelacyjne medykamenty na wzmocnienie i zaraz jutro zawiezie mu do pracy.

Tak zrobiła. Dziewczynek nie było w domu. Chodziły na naukę tańca disco razem z  Justynką i Filipem do ich szkoły. One same dojeżdżały do starej, nie chciały jeszcze rozstawać się ze swoją klasą. Aldona zmieniła buty na kalosze. Nie wzięła ze sobą Tiny, za bardzo by sunia zmokła i mogłaby się rozchorować. O sobie tak nie pomyślała. Ukochany potrzebował pomocy i tylko to się liczyło.

Szła z wysiłkiem tocząc walkę z wiatrem, który koniecznie chciał jej przeszkodzić w dotarciu do celu. Czyżby był w zmowie z Agatą? Nie dała się pokonać. Mimo zimna, mimo przemoczonej kurtki dotarła do Pewexu, kupiła Lecitin Nerven Tonicum i Biovital. Ledwo żywa wróciła do domu. Dopiero teraz odetchnęła. Poczuła, że jest przemoczona do suchej nitki i na dodatek trzęsie się z zimna. Nic to. Sergiusz się ucieszy, że o nim pamięta i na pewno wkrótce poczuje się lepiej, uspokoi, zacznie sensownie myśleć i nie dostanie zawału. Nic mu się nie stanie.

Zrobiła sobie gorącą herbatę, wlała do szklanki trochę czystej wódki. Była przebrana, sucha i rozgrzana kiedy dziewczynki wróciły.

– Jesteś już mamusiu? – krzyczała od progu Inka.

– To dobrze, że jesteś – wołała Linka przekrzykując siostrę i szczekającą Tinę. – Żebyś wiedziała co tu się dzisiaj działo!

– Co takiego? – zainteresowała się matka.

– Ale była heca. Najpierw to wujek Marcin spał pod drzwiami – zaczęła Inka.

– Pod jakimi drzwiami? Magda go z domu wyrzuciła? Zamknęła mu drzwi przed nosem? – nie zrozumiała Aldona.

– Przecież mu ukradli klucze – z politowaniem patrząc na matkę powiedziała Linka, – to spał pod drzwiami, żeby nie wpuścić złodzieja.

– Spał w domu, nie na korytarzu przecież – tłumaczyła Inka. – Na korytarzu by widzieli, że pilnuje. A jak od środka to nie, wtedy mógłby wszystkich kradziejów połapać.

– Kogo?

– No, tych co kradną. Jak kradnie to jest kradziej, chyba proste, no nie?

– Właściwie… – mruknęła Aldona.

– Ale nie przyszli to nie połapał – z żalem stwierdziła  Linka.

– Aha, już wiem, miał przyjść Maciek z Maksem – przypomniała sobie Aldona.

– Przyszli wszyscy – z tryumfem obwieściły Stokrotki. – To są porządne chłopaki. Kuba i Marek też przyszli. Wytłumaczyli cioci Tereni, że sam Maciek nie może iść bo to zbyt niebezpieczna impreza, a jak będą wszyscy – nikt im nie da rady.

– Co prawda to prawda – przytaknęła Aldona. – Jeśli dołożyć was, Justynkę i Filipa, do tego jeszcze Tinę to wątpię, czy na całym świecie znalazłby się szaleniec, który odważyłby się wejść w drogę takiemu gangowi.

– A widzisz? – dumnie spojrzały córeczki na matkę.

– Justyna i Filip też nie poszli dzisiaj do szkoły, przecież musieli pilnować mieszkania – opowiadała Linka. – My miałyśmy dzisiaj tylko trzy lekcje, bo na szczęście pani od matematyki złamała sobie nogę i teraz długo nie będzie chodzić. Dzięki temu zdążyłyśmy na czas.

– Na jaki czas? – dziwiła się Aldona nie mogąc nadążyć za córkami.

– Odpowiedni – poważnie odpowiedziała Inka. – Chłopcy wymyślili pułapkę na złodzieja i my jeszcze zdążyłyśmy przejść po cichu. Potem już się to nikomu nie udało – parsknęła śmiechem.

– Wiesz mamusiu co zrobili? – ciągnęła dalej Linka. – Wzięli od Filipa wszystkie puszki po piwie, a on zbiera więc było ich całe mnóstwo i przyczepili do sznurka, i do drzwi na klatkę. Jak ktoś otwierał drzwi to się wszystko z hukiem waliło na beton. Wyobrażasz sobie jak było słychać?

– A potem zrobili jeszcze inaczej – chichotała Inka. – Jak kilka razy wystraszyło ludzi, bo był i listonosz i kto inny, to my siedzieliśmy cicho i nie przyznawaliśmy się. Ale jak szła ciocia Danusia to Justynka ją ostrzegła. I ciocia powiedziała, żeby taką pułapkę robić nad własnymi drzwiami, bo oszaleć można, bo puszki lecą i się tłuką, bo psy szczekają a my się śmiejemy aż się mury trzęsą. Ale się śmiała razem z nami.

– No to zrobiliśmy – podjęła Linka – tak fajnie, że puszki były na rurze na korytarzu i w domu nad drzwiami. Kiedy już zabezpieczyliśmy dom, Filip włączył fantastyczny horror i oglądaliśmy.  Nagle zapukał do drzwi wujek Ziutek, wiesz, on przychodzi do cioci Magdy dzwonić bo nikt inny nie ma telefonu i dzwoni codziennie. Filip zawołał: proszę i wtedy się zaczęło.

Inka oparła się o ścianę, Linka kucała w przedpokoju i obie śmiały się do rozpuku. Ich śmiech był tak zaraźliwy, że i Aldona roześmiała się widząc w wyobraźni to, co dziewczynki próbowały opowiedzieć.

– Wujek otworzył drzwi – chichotała Linka. – Posypały się puszki w domu i na korytarzu. Rumor był straszny bo puszki skakały po schodach aż pod drzwi na klatkę. Maks spał pod stołem w pokoju, a jak się zrobił nagły hałas, skoczył z rykiem do przedpokoju.

– A wiesz jaki on ma groźny ryk – wtrąciła Inka.

– Wujek wrzasnął: „zabierzcie go” i znalazł się na podwórku nie wiadomo jak i kiedy. Przecież  wujek Ziutek tak się boi każdego psa jak nikt. Nie mogliśmy się opanować, dostaliśmy ataku śmiechu i żadne z nas nie mogło się odezwać ani ruszyć z miejsca.

– To bardzo nieładnie śmiać się z biednego człowieka – wygłosiła Aldona stosowną uwagę.

– Wiemy, ale to było takie śmieszne – chichotała Inka. – Nawet jego dzieci już się przestały bać psów a on się ciągle boi.

– Bo dorośli się trudniej uczą, to pewnie dlatego – zauważyła Linka. – Wujek nie może się nauczyć, że go żaden znajomy pies nie zje bo ma pełną miskę i nie jest kanibalem.

– Pewnie, przecież pies też człowiek – podsumowała Inka.

– A ten mniejszy synek powiedział, że chętnie zamieni ojca na psa i niech tata idzie mieszkać do babci. A oni zostaną z mamą i z psem – chichotała Linka.

– Przestańcie już wreszcie, rozmazałam się, łzy mi ze śmiechu płyną. Niech któraś otworzy drzwi.  Dzwonka nie słyszycie?

– A tutaj co się znowu stało? Wy ogłuchłyście i Tina też? – Magda podejrzliwie przyglądała się wszystkim sąsiadkom po kolei.

– Opowiadały mi o przygodzie Ziutka i pułapce na złodzieja – wyjaśniła Aldona wycierając oczy.

– Już słyszałam relację. Objechałam zdrowo tę całą bandę, ale… cóż… też spłakałam się ze śmiechu. Chodź zobaczyć jaki zamek kupił Marcin.

Marcin kupił zatrzaskowy zamek i bardzo się męczył usiłując umocować go w odpowiednim miejscu. Wreszcie zamknął drzwi, ale one… nie dały się otworzyć. W mieszkaniu został Filip, który słuchając instrukcji ojca z korytarza, rozkręcał zamek śrubka po śrubce.

– A nie prościej byłoby wejść przez balkon i samemu rozmontować to ustrojstwo? – spytała Marcina Aldona.

– Chodź, idziemy do ciebie, bo mnie tu zaraz piorun strzeli – piekliła się Magda. – Tu masz najlepszy przykład do czego służy głowa!

– Do czego, ciociu? – zainteresowały się bliźniaczki.

– Żeby na niej czapkę nosić, do niczego więcej jak w środku pusto.

– Oj tam, oj tam, nie słuchajcie, ciocia jest wściekła i tyle. Lećcie na górę po wujka Bronka. I Danusię też ściągnijcie na zbiórkę – wołała za dziewczynkami, które skacząc w górę po dwa schody już zniknęły z oczu.

Zabawa z zamkiem trwała prawie do północy zanim Marcin wspólnie z Bronkiem rzecz całą doprowadzili do końca. W ten oto sposób rozpoczęła się seria przypadków związanych z nieszczęsnym zamkiem. Magda zatrzaskiwała drzwi zostawiając klucz w domu, dzieci również robiły to ciągle i musiały czekać na powrót któregoś z rodziców, Marcinowi także zdarzyło się nie jeden raz. Wreszcie komplet kluczy został na stałe powieszony u Aldony i nie trzeba się było więcej włamywać przez balkon ani wchodzić przez okno.

Bronusiowi tak się spodobał zamek Marcina, że kupił podobny, wmontował w drzwi  i … okazało się, że łatwiej wchodzić do mieszkania przez ogródek na parterze niż przez dach na ostatnim piętrze. Tak więc atrakcji na klatce schodowej nie brakowało.  Skończyło się zatrzaskiwanie drzwi na parterze, zaczęło na trzecim piętrze. Poza tym codzienne życie bywało urozmaicane psującym się często domofonem, niszczeniem i kradzieżami rowerów w piwnicach, zalaniem mieszkań w pionie Magdy przez pęknięcie zaworu na drugim piętrze. Potem zaczął się okres działania domokrążców oferujących ubrania, mięso niewiadomego pochodzenia oraz usługi w najprzeróżniejszym zakresie. Jednym słowem ciągle coś się działo i nie można było narzekać na nudę.

Magda codziennie kupowała  Życie Warszawy i pilnie studiowała ogłoszenia szukając pracy. Dzwoniła, umawiała się, jeździła na rozmowy wreszcie stwierdziła, że ma tego serdecznie dość i na próbę rozpoczęła pracę w handlu. A dokładniej – w budce ze zdrową żywnością i ziołolekami nie przypuszczając, że to początek zupełnie nowego etapu w jej życiu.

Od tej pory wszystkie bliższe i dalsze „ciotki” postanowiły dbać o zdrowie swoje i rodziny mając pod ręką, bo z ust Magdy, wiarygodne informacje o wiesiołku, emulsjach z filtrem, kremach, pastach do zębów, herbatkach ziołowych i najprzeróżniejszych dziwnych rzeczach z dostawą tychże do domu. Magda szybko przyzwyczaiła się do nowych warunków. Sprawiała jej przyjemność możliwość niesienia pomocy ludziom w zakresie zupełnie dla siebie nowym, dopiero odkrywanym. Z radością przyjmowała słowa podziękowania od osób, którym przyniósł ulgę w dolegliwościach polecany przez nią specyfik. Oczywiście zdarzali się klienci nie budzący sympatii, kłótliwi, złośliwi, zdarzały się też kradzieże. Przez mały sklepik na bazarze przewijały się przecież najrozmaitsze typy ludzkie.

Życie toczyło się dalej i zbliżały się ferie zimowe.

cdn

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Powieści, Widocznie tak miało być. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

14 odpowiedzi na „Widocznie tak miało być” – 6

  1. Lucy pisze:

    Wszystkiego najlepszego imieninowo!

  2. anka pisze:

    Lucy:-) Baaardzo Ci dziękuję 🙂

  3. Mysza w sieci pisze:

    Aneczko, zdrowia, szczęścia i słodyczy Mysza wraz z chłopakami życzy Buziaki i uściski z okazji Twego święta :*

  4. anka pisze:

    Myszko:-) Dziękuję Tobie i chłopakom baaardzo serdecznie za pamięć 🙂

  5. jotka pisze:

    Ile humoru i swojskiego klimatu 🙂
    Spóźnione życzenia imieninowe, kochana autorko:-)

  6. anka pisze:

    Jotko:-) Dziękuję 🙂 Cieszę się, że Ci się dobrze czytało 🙂

  7. Urszula97 pisze:

    Wspaniała ochrona i akcja w wykonaniu dzieciaków, ostatnio nie mogłam u Ciebie komentować bo byłam uznana znów jako spam.

    • anka pisze:

      Uleńko:-) Dziwne to uznawanie za spam, nie rozumiem tego. Ale pewnie nigdy nie zrozumiem, trudno. Tym razem się udało i komentarz jest 🙂
      Dzieciaki mają zawsze takie pomysły, jakie dorosłym nie przyjdą do głowy 🙂
      Ula, jeszcze raz gratuluję Ci WNUCZKA !!! 🙂

  8. Stokrotka pisze:

    Czy ja dobrze zauważyłam , że w tym opowiadaniu wystepują Stokrotki?
    Widzę już kilka części – czy to są urywki Twojej książki?
    Bardzo lekko się mi czytało.
    Serdeczności.
    🙂

    • anka pisze:

      Stokrotko:-) Tak, bliźniaczki są nazywane Stokrotkami 🙂
      To są rozdziały trzeciej części mojej ursynowskiej sagi pt. „Widocznie tak miało być”. Pierwsza to „Wejście w światło”, druga – „Po co wróciłaś, Agato”.
      Cieszę się niezmiernie, że Ci się lekko czyta, bo tak ma być 🙂
      Ściskam serdecznie 🙂

  9. marijana2 pisze:

    Aniu, masz bardzo lekkie pióro. Czyta się wyśmienicie.
    Przyjmij, trochę spóźnione, najlepsze życzenia imieninowe!
    Przesyłam uściski 🙂

    • anka pisze:

      Marijanko:-) Największa to radość dla mnie jeśli Ci się dobrze czyta 🙂
      Dziękuję za życzenia. Serdeczności moc dla Ciebie 🙂

      Aha, tak jak Ulę u mnie traktowało to „coś” jak spam, to mnie wczoraj u Ciebie za nic nie chciało puścić dalej – przy komentowaniu fotografii – uważało mnie za robota. Nie wiem czy traktować to jak komplement 😉 Hi hi… wreszcie straciłam cierpliwość i zamknęłam stronę. Chciałam powiedzieć, że zdjęcie tajemniczego ogrodu ukrytego za obrośniętym murem uruchomiło moją wyobraźnię 🙂

  10. Mysza w sieci pisze:

    „przecież pies też człowiek” tylko lepszy

Skomentuj Lucy Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *