„Widocznie tak miało być” – 4

Autobus, z którego wysiadła Aldona, miał przystanek tuż przy wejściu na bazarek. Z reguły dziewczynki robiły zakupy według listy pozostawionej na stole, dziś rano jednak Aldona zapomniała o dołączeniu pieniędzy do listy, zmuszona była więc sama kupić chleb, mleko i coś na obiad. Weszła do budki, w której zamawiała wiejskie mleko i okazało się, że zostało już odebrane.

– Myślisz, że twoje córki nie potrafią myśleć? – usłyszała za plecami głos Doroty. – Były u mnie pożyczyć pieniądze i kupiły co trzeba.

– Pożyczyłaś im? Dzięki. Ile? Od razu ci oddam.

– Nic mi nie oddasz tylko ja ci dodam. Dwa dni temu ja od ciebie pożyczałam bo mi zabrakło w sklepie. Nie pamiętasz?

– Faktycznie, pożyczałaś.

– Proszę cię uprzejmie, oto reszta i jesteśmy kwita. Do następnego razu.

Wyszły ze sklepu. Przestało padać, zmrok w międzyczasie okrył ziemię. W świetle latarni wszystkie ludzkie twarze miały sinoniebieską barwę, zupełnie jakby przybyły z zaświatów na zjazd upiorów.

– Jak dobrze, że niedługo zaczną się ferie – westchnęła Aldona.

– Co zrobisz z dziećmi?

– Trochę posiedzą w domu, trochę u dziadków. Nie mogę sobie pozwolić na wysłanie ich na zimowisko.

– Odpoczniesz nawet wtedy kiedy zostaną w domu. Nie będziesz musiała tak wcześnie wstawać, żeby wyszykować je do szkoły.

– Wiesz co? Wstyd przyznać ale one się same szykują. Na dokładkę często mnie strofują, że to ja się grzebię. Takie są samodzielne.

Dorota parsknęła śmiechem.

– Bo to dziewczynki. Gdybyś miała takich gagatków jak ja albo Tereska, dopiero doceniłabyś swoje Stokrotki. I przestałabyś się na nie tak ciągle wydzierać.

– Przesadzasz, wcale się tak ciągle nie wydzieram, może czasem…

– Nie przesadzam, wydzierasz się, Tina mi wczoraj o tym powiedziała…

– Przestań się ze mnie natrząsać ty, ty małpiszonie jeden. Wystarczy, że w pracy muszę myśleć, więc nie wymagaj tego ode mnie w drodze do domu. Należy mi się chwila relaksu.

– W pracy spokój?

– Akurat, spokój! Od dłuższego czasu Marian zrobił się podejrzanie miły. Usiłuje przedstawić siebie w jak najkorzystniejszym świetle robiąc aluzje do różnych typów oszukujących biedne, naiwne kobiety i robiących gigantyczne szwindle grożące wieloletnim więzieniem.

– Tak mówi? Jesteś w stanie skojarzyć od kiedy? – Dorota zmarszczyła czoło intensywnie się nad czymś zastanawiając.

– Poczekaj, niech pomyślę… Zaczął chyba po wakacjach, po moim powrocie z urlopu. Dopytywał się gdzie byłam, z kim, czy coś się stało, czemu tak nagle zeszczuplałam i tak dalej. Oczywiście nic mu nie powiedziałam.

– Ten twój Marian…

– Tylko nie mój, proszę cię!

– Ten Marian, brr, aż mnie wstrząsa na samą myśl, jest identyczny jak moja bratowa, mogliby sobie ręce podać. Intuicja mi podpowiada, że powinnam usiąść w cichym kącie i przemyśleć kilka spraw – stanęła na środku chodnika z palcem wskazującym lewej ręki na brodzie.

– Dorotko, czy w tej pozycji dobrze ci się myśli? – uśmiechnęła się Aldona. – I czyżbyś akurat tutaj znalazła cichy kąt?

– Cicho bądź, nie przeszkadzaj. Tak, muszę to koniecznie omówić z Michałem.

– Ale co?

– Sama jeszcze dokładnie nie wiem. Jak będę wiedziała to ci powiem.

– W jaki sposób możesz rozmawiać skoro nie wiesz o czym? – dopytywała się Aldona.

– O rety, jaka ciekawa. A mówią, że to ja zawsze muszę wszystko wiedzieć – zniecierpliwiła się Dorota. – Nie wiem, zobaczę. Czemuś stanęła na środku chodnika i zastawiasz ludziom drogę?

– Ja stanęłam? – zdziwiła się Aldona. – Przecież to ty stanęłaś, ja ci tylko dotrzymuję towarzystwa.

– Tak? A to ciekawostka. Idź już wreszcie do domu. Przyjdę do ciebie wieczorem, mam ciuszki dla dziewczynek.

– Oj dobrze, zapomniałam ci powiedzieć, że Teresa u mnie zostawiła coś dla twoich chłopaków. Zupełnie zapomniałam. Zabierzesz przy okazji.

– U ciebie zostawiła? A do mnie nie mogła się pofatygować? Jędza, za daleko jej było? Idź w swoją stronę dobra kobieto, do wieczora, pa – machnęła ręką.

Aldona uśmiechnęła się do siebie. W towarzystwie takich przyjaciółek nie sposób nie oderwać się od wszystkich smutnych myśli. Z uczuciem ulgi dotarła wreszcie pod blok. Długo dzwoniła domofonem zanim odezwała się Inka i wpuściła ją na korytarz.

– Ile czasu mam stać pod drzwiami?  Nie mogłabyś się ruszać trochę szybciej?- przywitała córkę. – Dlaczego jesteś boso? Gdzie masz kapcie? Czemu jesteś w bluzce z krótkimi rękawami kiedy zimno? Ubierz się. Jeszcze nie posprzątałaś na biurku?

– Mamusiu – poważnie powiedziała Inka. – Poczekaj aż się ubiorę  i dopiero wtedy na mnie krzycz. I krzycz tylko o jedną rzecz, skończ i dopiero potem krzycz o drugą, bo już mi się wszystko całkiem pomieszało: ubranie, sprzątanie, kapcie…oszaleć można. I ciesz się, że nie lubię sprzątać. Bo gdybym lubiła, to bym jeszcze dłużej sprzątała. A zakupy zrobiłam!

– Chwała ci chociaż za to. Gdzie Linka?

– Robi doświadczenie w łazience.

– Jakie znowu doświadczenie?

Aldona zajrzała do łazienki. Linka siedziała na brzegu wanny i do wypełnionej wodą umywalki wpychała papier toaletowy, z którego tworzyła się szara „paciaja”.

– Rany boskie, co ty wyprawiasz?

– Sprawdzam ile rolek papieru toaletowego da się rozpuścić w jednej umywalce i jak to potem będzie przelatywało przez sitko – odpowiedziała spokojnie dziewczynka.

– Czyś ty oszalała? Chcesz zapchać umywalkę? Kto ją będzie przepychał albo rąbał ścianę jak się rury zatkają?

– Nie zatkają się, przecież papier rozmięknie na nic i się nie zatkają – nie straciła spokoju Linka.

– Czy wiesz ile kosztuje papier i jak trudno go zdobyć? Dziewczyno, tak nie można!

– Mamusiu, krzyczysz na mnie i krzyczysz, a dlaczego nie krzyczysz na Inkę, że się zerwała z lekcji?

– Co zrobiła? O Boże, ja już nie mam do was siły – jęknęła Aldona opierając się o ścianę.

– Może i dobrze, że nie krzyczysz – zamyśliła się Linka. – Przynajmniej wreszcie będzie w domu trochę spokoju.

Inka stanęła w drzwiach łazienki.

– Mamusiu, ja nigdy nie będę miała dzieci – oświadczyła stanowczo.

Aldona ze zdziwieniem spojrzała na córkę.

– Żebym z nimi nie miała tego, co ty masz z nami – dodała smętnie kiwając główką.

Aldonie zrobiło się głupio i przykro jednocześnie. Czyżby była naprawdę podłą i wyrodną matką? No tak, pewnie! Wraca do domu, do dzieci, które prawie cały dzień spędzają same i zamiast okazać im ciepło i miłość – wyżywa się na nich za własne niepowodzenia.

– Chodźcie do pokoju – powiedziała cicho.

Usiadły razem na wersalce. Przygarnęła do siebie swoje Stokrotki, przytuliła Inkę lewą ręką, Linkę prawą, całowała ciemne główki dziewczynek.

– Przepraszam, bardzo was przepraszam. Nie gniewajcie się moje Stokroteczki kochane. Jestem zmęczona, mam masę problemów i dlatego nie myślę. Gderam i krzyczę zamiast pochwalić, że kuchnia posprzątana i zakupy zrobione chociaż zapomniałam zostawić pieniądze.

– My się nie gniewamy – powiedziała Inka.

– Pewnie, że nie – dodała Linka. – Ale nie lubię kiedy tak krzyczysz, wolę jak się uśmiechasz i żartujesz, wtedy w domu jest fajnie.

– Kocham was bardzo, najbardziej na świecie – cicho powiedziała do uszka  Inki i do uszka Linki.

Tina wpychała się w środek żądna akceptacji i przytulania.

– Ciebie też, ciebie też – uśmiechnęła się pani.

– A Bibi? – dopytywały się dziewczynki.

– Przecież wiecie, że tak samo.

– No to w porządku – stwierdziła Linka.

– Znaczy, że można już normalnie żyć – podsumowała Inka z westchnieniem ulgi.

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Powieści, Widocznie tak miało być. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

9 odpowiedzi na „Widocznie tak miało być” – 4

  1. Sochi.cat kap pisze:

    Недорогой и качественный отдых в Сочи. Гостевой дом Море предлагает Вам комфортный отдых в поселке Лоо Краснодарского края. Гостевой дом Лоо создание сайтов в сочи Макулатура Сочи наружная реклама сочи

    • anka pisze:

      Do Soczi chętnie bym się wybrała, miałam kiedyś piękne slajdy od koleżanki, z którą korespondowałam. Może kiedyś… Jest tam przepięknie 🙂

  2. mmzd pisze:

    Ach ten wymarzony, wystany w kolejkach, wymieniany „za flaszkę” , służący za łapówkę …. – papier wartościowy 🙂

  3. Urszula97 pisze:

    Stokrotki to mają charakterki ale lubię rozrabiary .Aldona powinna się wyciszyć, faktycznie zbyt duzo krzyczy na dziewuszki.

    • anka pisze:

      Uleńko:-) Zdecydowanie za dużo. Ale wiesz co? To dopiero z perspektywy widać. Jak człowiek w nerwach na co dzień, milion problemów na głowie to i nie panuje nad sobą. Wtedy jeszcze nie było różnych programów, mądrych poradników i wiele osób nie zdawało sobie sprawy, że nie tędy droga. Natomiast dziś reakcja niektórych matek mnie dołuje, kiedy widzę i słyszę taką wrzeszczącą na dziecko w wózku, bo jej przeszkadza gadać przez telefon. Co z takiego biedaka wyrośnie?

  4. jotka pisze:

    Przypomniałaś mi moje szkolne eksperymenty domowe z koleżanką, że myśmy domu nie spaliły, to cud, ale fajnie było!
    Dobrze się czyta te twoje historie…

    • anka pisze:

      Jotko:-) Komputerów nie było więc rozwijały dzieci pomysłowość i wyobraźnię spędzając czas na podwórkach, między rówieśnikami, ucząc się norm współżycia w grupie. Mam wrażenie, że dziś tego brakuje i rośnie wyobcowane pokolenie. Na miejscu, gdzie moi chłopcy z kolegami grali w piłkę jest dziś tabliczka z napisem: ZAKAZ GRY W PIŁKĘ !!! To co mają te dzieci robić? Pamiętam, jak mój Mały uczył się grać na gitarze i gdy ćwiczył, baba z drugiego bloku wezwała policję (straży miejskiej jeszcze chyba nie było), że jej przeszkadza, chociaż był środek dnia, nie cisza nocna. Sprawiedliwości stało się zadość, bo miała potem pożar w mieszkaniu. Nic się nikomu nie stało, jednak był to namacalny dowód, że zła energia wraca tak samo jak dobra 🙂

Skomentuj anka Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *