Czas morza i czas gór

Gdybym teraz miała urlop i spędzałabym go nad morzem to byłabym nie tylko zła jak osa ale wściekła jak stado szerszeni. Po to jechałam (za młodu) nad morze, żeby się opalić na brąz, żeby się smażyć na plaży ewentualnie przechadzać się wzdłuż fal brodząc w wodzie i myśleć o niebieskich migdałach. Każdy dzień pozbawiony słońca był klęską zroszoną łzami rozczarowania. Tak było. Z czasem zmienia się kąt spojrzenia na świat, inne sprawy zyskują na wartości i stają się ważne. Najbardziej na zmiany wpływają narodziny dzieci, już nigdy potem nie jest tak samo. One stają się najważniejsze na świecie, przynajmniej dla mnie były i są. Ich dobro, ich zdrowie, zabawy, zajęcia, jedzenie takie, żeby im smakowało. U mnie Duży był niejadkiem przez pierwsze lata swego życia, nakarmić go było sztuką wymagającą pokładów cierpliwości, które przecież nie są niewyczerpane. Miał 4 latka kiedy się przenieśliśmy na Ursynów a tata jeszcze jakiś czas potem wyciągał z różnych zakamarków resztki jedzenia schowane przez mojego syneczka 🙂 Mały z kolei jako bezglutenowiec całkowity wymagał stosowania ścisłej diety i osobnego przygotowywania potraw w okresie pustych półek w sklepach. Pamiętam wciąż drżenie serca i strach, że nie będę miała dziecka czym nakarmić. Duży w razie czego przeżyje o chlebie i wodzie ale Mały nie! Teraz jest taka masa produktów bezglutenowych, moda wręcz nastała na dietę a wtedy zdobycie zwykłej mąki kukurydzianej było problemem, takiej najzwyklejszej. Do tej pory nie znoszę jej zapachu.
O proszę, jakie to mnie wspomnienia dopadły. Może dlatego, że znowu śnił mi się Tenczynek, wakacje u babci oraz nad morzem. Pokazują często w tv wybrzeże Bałtyku z racji wakacji, więc zapewne dlatego mi się przyśniło. Nad morze najbardziej lubiłam jeździć do Świnoujścia. Kołobrzeg też dobrze wspominam. To były czasy kiedy sporo ruin jeszcze się zachowało a dla dzieci stanowiły fantastyczne miejsce zabaw, lepszego nie trzeba było. Plac na którym stoi ratusz był zupełnie pusty,wszystko poza ratuszem i kościołem   zburzono podczas działań wojennych. Kiedy pojechałam z koleżanką na wczasy zostawiając tacie chłopców i Rolfa na działce w lesie, w ogóle nie mogłam poznać miejsc w których bywałam w dzieciństwie. Przeurocze kolorowe, malownicze kamieniczki zajęły miejsce ruin, w ogóle zachwycona byłam miastem, to był koniec lat osiemdziesiątych, nie pamiętam dokładnie roku. W każdym razie co wieczór chodziłyśmy na tańce i wytańczyłam się wtedy za wszystkie czasy 🙂

Ponieważ wszystko ma swój czas i swoją porę, mój czas morza się skończył i przyszedł czas gór 🙂

Teraz kocham takie widoki – ten jest z kolejki linowej na Palenicę a właściwie z Palenicy, oczywiście w Szczawnicy 🙂

Patrząc – od razu całą duszą przenoszę się w Pieniny 🙂

Kocham takie cudowne przestrzenie

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii Myślę sobie, Szczawnica. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

22 odpowiedzi na Czas morza i czas gór

  1. Tessa pisze:

    Dla mnie morze zawsze bedzie na pierwszym miejscu, choc gory tez lubie:)
    U nas jest pogoda idealna, ok 25 stopni, sloneczko i wiatr i w koncu ochladza sie w nocy. Tylko deszczu brak i susza straszna.

    • anka pisze:

      Tess:-) Najlepiej byłoby dwa jednym czyli góry nad brzegiem morza 🙂 Taki obrazek mam w oczach z czasów studenckich, z wycieczki do Bułgarii. Mieszkałyśmy w Kavarnie, zwiedzałyśmy okolicę a więc Bałczik, Złote Piaski (gdzie było jak u nas, czyli normalnie), Kaliakrę – i tam były skały wchodzące w morze. Coś pięknego! Ale – jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma 🙂
      U nas chłodniej, nawet za bardzo się ochłodziło, już mi się nie podoba, było 21 st. i wiatr spory wieje, balkon zamknęłam, okno tylko otwarte. W nocy padało trochę.

      • Tessa pisze:

        Dlatego chetnie latam do Grecji (kiedys do Turcji), czy Hiszpanii, tam tak jest, moge sie cieszyc morzem i patrzec na gory:)
        Ale nasze polskie morze tez bardzo lubie i darze sentymentem:)
        Tu maja byc znow upaly, susza straszna, mogloby w koncu porzadnie poadac…

        • anka pisze:

          Deszczu nie ma, jak mówisz – porządny by się przydał, u nas też. Przykro patrzeć na młode drzewka zasadzone na wiosnę, które już uschły.
          Nasze morze ma faktycznie ładne, szerokie plaże i można iść brzegiem spory kawał.

  2. BBM pisze:

    Kiedyś myślałam – albo góry, albo morze /z przewagą gór oczywiście!/. Dziś zachwycam się każdym skrawkiem naszej ziemi: rozległymi polami, lasem, oczkami jezior, skrytymi w dolinach. Zresztą- cały świat jest piękny i … tak bardzo niszczony… :(((

    • anka pisze:

      BBM:-) Zachwycam się i ja wszystkim wokół, zielenią, drzewem, kwiatkiem, kształtem chmury, zachodem słońca, albo wschodem bo i to mi się zdarza 🙂 Nie rozumiem tych, co chcę zniszczyć to wszystko, jakim trzeba być tępym kretynem!

    • anka pisze:

      Ervi:-) Hej, góry nasze góry wyście najcudniejsze. Hej, nic wam nie dorówna czy większe czy mniejsze 🙂

  3. jotka pisze:

    A ja pozdrawiam spod Babiej Góry, jest bosko!
    Nad morzem czasami bywałam, ale raczej nad jeziorem, jednak nie lubię się opalać, wybierałam wiec zacienione miejsca by poczytać, a nad morzem bywaliśmy na plaży ze względu na syna:-)

    • anka pisze:

      Jotko:-) Teraz już ani minuty na słońcu nie siedzę dla samego siedzenia. Zawsze wybieram cień. Ale na plaży też czytałam, jakżeby inaczej 🙂 Na brzuchu, z książką zakrytą przed słońcem własnym cieniem. Zresztą zawsze miałam przy sobie książkę, bez niej gdziekolwiek nie mogłam się ruszyć, bo się czułam jakbym części siebie zapomniała. Czytałam siedząc, leżąc, stojąc nawet idąc. Taki odchył od normy, jak u Pruszkowskiej, nawet cytatami z siostrą gadałyśmy jak u niej, ale zaczęłyśmy wcześniej zanim nam wpadła w ręce 🙂
      Dziękuję za pozdrowienia z pięknego miejsca, odpozdrawiam 😉

  4. cytrynka pisze:

    Morze, morze i tylko morze 🙂
    Najlepiej na leżaku, pod parasolem i z książką oczywiście 🙂

  5. anka pisze:

    Cytrynko:-) Kochana, też tak miałam ale już mi się odmieniło, poza książką oczywiście. Tylko patrzałki do czytania trzeba wymieniać z tymi do chodzenia bo się ślepka zużyły 😉
    Pozdrowienia 🙂

  6. fuscila pisze:

    Zawsze mieszkałam na Pomorzu, a Trójmiasto całkiem nieźle znałam w młodości, gdy szalelismy na każdych wakacjach z Kuzynostwem! Do gór było tak daleko! I gdyby nie wyjazdy do sanatorium, i to dopiero od niedawna, pewnie nawet kawałka gór bym nie poznała!

    • anka pisze:

      Fusilko:-) Z kolei ja pod Krakowem wakacje spędzałam, więc teren urozmaicony miałam na co dzień. Nad morze pojechałam pierwszy raz chyba po IV kl. podstawówki a w prawdziwe góry dopiero gdy byłam baaardzo dorosła (nie liczę wycieczki w dzieciństwie) i się zakochałam, poczułam się jakbym wróciła do domu po latach nieobecności 🙂
      Mamy w kraju takie piękne zakątki, że każdy znaleźć może swój ulubiony, jeśli tylko chce.

  7. Stokrotka pisze:

    Anno – ja też mam podobne wspomnienia bo moi synowie prawie nic nie jedli. Ja nie wiem jak to się stało że na takich dużych chłopów wyrośli.
    A teraz wnuki nie chcą jeść.
    A jeśli chodzi o „czas morza i czas gór” to zawsze wolałam i kochałam góry.
    Pozdrawiam pięknie.

    • anka pisze:

      Stokrotko:-) Jak to się historia powtarza, moja najmłodsza Calineczka z jedzeniem ma nie po drodze dokładnie jak jej tatuś 🙂 Jakim cudem na wielkiego chłopa wyrósł też nie wiem. Małemu zresztą też nic nie brakuje, obaj są „powyżej normy”. I całe szczęście. Kiedyś z siostrą testowałyśmy chłopaków mając zaznaczone na drzwiach 180 cm., ten poniżej kreski nie wchodził w rachubę … Ot, młodość 🙂 🙂 🙂

  8. marijana2 pisze:

    W dzieciństwie jeździłam nad morze, później najczęściej w góry. A teraz nie mam miejsc, które specjalnie preferuję. Chociaż w tym roku marzą mi się Bieszczady 🙂 Po raz ostatni byłam tam 10 lat temu i czuję, że przyszła pora na bieszczadzką wędrówkę. Może we wrześniu?
    Przesyłam moc serdeczności 🙂

    • anka pisze:

      Marijanko:-) Bieszczady we wrześnie to bajka, zresztą jak i moje ukochane Pieniny. We wrześniu już będzie po sezonie więc spokojniej. Z przyjemnością oglądam – jeśli trafię na jakiś odcinek – „Drwale i inne opowieści Bieszczadu”. Stąd przybliżyły mi się tamte okolice, sama nie byłam. Uważaj na niedźwiedzie, których jest całkiem sporo i można się na nie natknąć na szlaku.
      Ściskam serdecznie 🙂

  9. mokuren pisze:

    W dzieciństwie jeździłam i nad morze, i w góry. I w sumie nie wiem, co bym wybrała. Nie znoszę się opalać, więc morze tylko do podziwiania widoków. Przez ostatnie dwa lata mieszkałam nad morzem i nasyciłam się pięknymi widokami. A najlepiej góry i morze w jednym miejscu, co akurat tu gdzie mieszkam (Japonia) jest dość typowym krajobrazem.
    A widoki z Twoich zdjęć są piękne, też uwielbiam takie przestrzenie.

    • anka pisze:

      Mokuren:-) Mieszkasz naprawdę w niezwykłym miejscu, możesz całym sercem podziwiać przepiękne połączenia widoków, do tego dochodzi kolorystyka, architektura tak różna od naszej i jeszcze mnóstwo innych ciekawostek. Pozdrowienia ślę na antypody 🙂

  10. Mysza w sieci pisze:

    My z racji bliskości morza większość weekendów (albo i tygodni) wakacyjnych spędzaliśmy tam. Dużo jednak wakacji było (nadal jest) i nad naszym kochanym jeziorem. Ale ostatnio góry i właśnie te przestrzenie, które tak kochasz zaczęły do mnie przemawiać 🙂 Zawsze mnie zachwycały, ale odstraszały daleką wędrówką bądź wspinaniem się, za czym nie przepadam. Natomiast te widoki, wiosną, czy zimą.. no po prostu cudo! Tego się nie zapomina i chce więcej :))

    • anka pisze:

      Myszko:-) Gór skalistych już tak nie lubię, podziwiam, owszem lecz z daleka. Wspinanie się po skałach też nie jest moją bajką. Pieniny są takie „akuratne”, piękne, zielone, przestrzeń masz jak daleko okiem sięgniesz gdy tylko się rozejrzysz, są CUDOWNE!!!
      Będąc w Szklarskiej zachwycałam się miasteczkiem, ale górami mniej. Wyższe tereny wydawały mi się ponure, kamieniste, bez zieleni, wyglądały miejscami jak rumowisko, jakby wielkoludy przywoziły kamienie w wielkoludowych ciężarówach i zrzucały towar gdzie popadnie, bez żadnego pomyślunku. A do tego smutne umarłe drzewa – przygnębiający widok. Może należałoby je przed oczy stawiać tym, którzy z urzędu powinni się zajmować ratowaniem środowiska a oni wprost przeciwnie?
      Róbmy więc my, we własnym zakresie, ile się da. Nawet segregowanie śmieci się liczy, już nie wspomnę o zabieraniu ze sobą z powrotem wszystkiego, co w góry na trasę bierzemy, puste butelki po napojach również, opakowania po jedzeniu itd.

Skomentuj fuscila Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *