„O Matyldzie co nie chciała Nikodema”5

Mira spała w najlepsze, Matylda przewracała się z boku na bok. Podniecenie nie dawało jej usnąć. Mira będzie mamą! Ten łobuziak, to psotne licho skore do robienia każdej chwili najśmieszniejszych kawałów, a jednocześnie najlepsze serce, najwierniejsze, kochana, lojalna przyjaciółka – matką! Nie do wiary!

Bezkarna i niekontrolowalna wyobraźnia zaczęła podsuwać najprzeróżniejsze obrazy i sytuacje tak wyraźne, że – zdawałoby się – rzeczywiste. Trzymała w ramionach maleńką istotkę, cieplutką, pachnącą mlekiem, przytuloną, drobinkę najdroższą na świecie. Nagle maleństwo otworzyło oczy i… były to oczy nieznajomego z parku, a on sam kręcił się wokół nich jakby miał do tego jakieś prawo…

Podczas wakacji Matylda wielokrotnie zastanawiała się kim mógł być ów nieziemsko przystojny znalazca latającej torebki. Czy spotka go jeszcze kiedyś? Nie, uważała to za niemożliwe w wielomilionowym mieście. Jako rozsądnie myśląca kobieta, a przecież za taką się uważała, starała się o nim zapomnieć. A im bardziej się starała, tym częściej widywała go w snach. Wreszcie uznała się za pokonaną i pozwoliła jego cieniowi krążyć w pobliżu. Rozmawiała z nim w myślach, spierała się, opowiadała o tym co czuła, o czym marzyła, za czym tęskniła. Początkowo nie przyznawała się do tego Mirce, wreszcie jednak nie wytrzymała i kilka razy napomknęła przyjaciółce o tym, co jej „po głowie chodzi”.

– Niech chodzi, oby nie gryzło – żartowała Mira.

W czasie wakacji Matylda była na obozie wędrownym, zwiedziła szmat kraju, trochę czasu spędziła w górach u ciotki, gdzie z dala od tłumów ludzi czuła się najszczęśliwsza w świecie. Teraz – czułaby się równie wspaniale, gdyby w spacerach towarzyszył jej ktoś jeszcze poza cieniem… Ale i tak było cudownie, bo od czegóż wyobraźnia?

Mama była niepocieszona, gdyż do domu zjechała właśnie wtedy, gdy Nikodema Bryły nie było w kraju.. Matylda nie przyznała się matce, że celowo ten czas wybrała, by nie musieć go oglądać.

– Jaka szkoda, że nie przyjechałaś wcześniej. Nikodem specjalnie dla ciebie przyniósł książkę – podała córce świeżo wydany, pachnący jeszcze farbą drukarską, podręcznik okulistyki napisany przez profesora Taylora. – Stłukł wtedy okulary…

– Co za niezdara – bąknęła Matylda. – Niepotrzebnie się fatygował, sama bym sobie kupiła. Niczego od niego nie potrzebuję, nie lubię okulistów w okularach, już mówiłam.

– Jesteś niesprawiedliwa – powiedziała mama. – Stłukł moje okulary, bo to ja się potknęłam na jego widok i byłabym spadła ze schodów, gdyby mnie nie złapał. Strąciłam sobie wtedy okulary z nosa, a on próbował je schwycić w locie,

– Mamusiu, a może on ma zamiar starać się o ciebie? Jesteś bardzo atrakcyjną kobietą, naprawdę nie wyglądasz na taką starą córkę jak ja – żartowała Matylda. – Weź go sobie, daję ci w prezencie mojego konkurenta, widzisz jakie mam dobre serce?

– Oj ty trzpiocie – matka pogładziła córkę po włosach patrząc na nią z dumą i ogromną miłością. – Śmiej się, śmiej, zobaczymy kto się będzie śmiał ostatni.

21.08.2018

Podziel się:
Ten wpis został opublikowany w kategorii O Matyldzie co nie chciała Nikodema, Powieści. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *